Można już mówić o pierwszej klęsce na froncie wojny cenowej, rozpętanej przez prezydenta Roberta Mugabe. Zamrożone ceny zaczęły rosnąć. Na razie na niektóre towary. W ten sposób rząd Zimbabwe próbuje zapanować nad gospodarczym chaosem w tym kraju.
Decyzja władz o podwyżce cen na cukier, drób, herbatę, mydło czy też obuwie ma pomóc w powrocie tych produktów na sklepowe półki. Wcześniejsze ceny, obniżone o połowę, nie wystarczały nawet na pokrycie kosztów produkcji większości towarów.
Teraz wzrosną nie tylko ceny wspomnianych produktów, ale także biletów lotniczych i usług telekomunikacyjnych.
Podwyżki wynikają z ogromnych braków zaopatrzeniowych. W sklepach nie ma już prawie niczego – nawet koców i środków do czyszczenia podłogi. Wszystko zniknęło ze sklepów zaraz po wielkiej rządowej obniżce.
Mugabe twierdzi, że za niepowodzenia akcji cenowej odpowiadają właściciele sklepów, którzy specjalnie doprowadzili do eskalacji kryzysu. Jednak ma się to nijak do ogromnej inflacji w Zimbabwe. Ta osiągnęła już poziom 13000%.
Nie zmienia to faktu, że sklepy będą odwiedzały zespoły złożone z inspektorów ds. kontroli cen i policjantów. Mają one zadbać o to, aby żaden sklep nie zarabiał na sprzedawanych produktach nie więcej niż 20% ich wartości.
(lumi)