Koniec Francji w Afryce Zachodniej? (1)

afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Koniec Francji w Afryce Zachodniej? (1)

Granice wpływów w postkolonialnej Afryce wydawały się jasno określone, a główni aktorzy polityki na kontynencie – dobrze znani. Do czasu. Wraz z rozpadem ZSRR przestał obowiązywać podział na kraje komunistyczne i kapitalistyczne, a więc i pojęcie “Trzeci Świat”, które definiowano w opozycji do obu obozów zimnowojennego konfliktu, straciło swój pierwotny sens.

Ruch Państw Niezaangażowanych przestał być ważną siłą polityczną po odejściu pierwszego pokolenia przywódców i kiedy Jugosławia pogrążyła się w wojnie, a Chiny przez kilka lat skoncentrowały się na reformowaniu gospodarki i problemach wewnętrznych. W afrykańskiej przestrzeni politycznej pojawiła się nagle pustka, która prędzej czy później musiała doprowadzić do poważnego przetasowania w panującym układzie sił. Pod koniec lat 90-tych ubiegłego wieku rozpoczęły się procesy przemian polegające na stopniowym wycofywaniu się starych mocarstw kolonialnych – Francji i Wielkiej Brytanii, oraz na umacnianiu się wpływów państw, które wcześniej realizowały swoje interesy strategiczne raczej w innych regionach świata, albo dopiero niedawno umocniły swoją pozycję na scenie międzynarodowej – Stanów Zjednoczonych i Chin, a także, w mniejszym stopniu, Niemiec, Japonii, Hiszpanii i RPA.

Francuski neokolonializm

Ta ewolucja jest wyraźna w większości krajów strefy Sahelu, pasa suchej sawanny ciągnącego się na południe od Sahary, od Mauretanii, Senegalu i Gwinei, aż po Sudan. To obszar słabo zaludniony, charakteryzujący się wyjątkowo niekorzystnymi warunkami klimatycznymi i zajmowany przez jedne z najbiedniejszych państw świata, ale bogaty w surowce mineralne, przede wszystkim ropę naftową (ogromne złoża w Sudanie, dopiero niedawno odkryte i ekploatowane od 1999 roku), żelazo (Mauretania) i uran (Niger). Lwia część Sahelu tradycyjnie pozostawała pod kontrolą Francji, najpierw jako terytoria zależne w ramach Francuskiej Afryki Zachodniej i Francuskiej Afryki Równikowej, a od końca lat 50-tych – jako teoretycznie niepodległe państwa. W praktyce były one kontrolowane przez Paryż, któremu udało się doprowadzić do terytorialnego rozdrobnienia swoich byłych kolonii i utrzymać ich ekonomiczne uzależnienie od metropolii, a także podpisać umowy wojskowe z każdym z nowopowstałych rządów, na mocy których pozostawiono francuskie bazy w niektórych punktach kontynentu. Po dekolonizacji Afryki zastosowano więc starą strategię sprawdzoną jeszcze w XIX wieku, kiedy to Stany Zjednoczone zdominowały militarnie i ekonomicznie cały obszar byłego hiszpańskiego imperium kolonialnego w Ameryce Łacińskiej, utrzymując przy tym jego pozorną niezależność polityczną. Francja i Wielka Brytania nie wycofały się jednak zupełnie przegrane, jak zrobiła to osłabiona Hiszpania w Ameryce, i nie dały innym mocarstwom szansy na zajęcie ich miejsca, ale same, nie czekając na reakcję innych, zagospodarowały wolną przestrzeń po własnym kolonializmie dzięki zręcznej polityce neokolonialnej.

Dowodów na militarną dominację Francji w Afryce Zachodniej nie trzeba daleko szukać: na przestrzeni ostatniego półwiecza wielokrotnie interweniowała w mniej lub bardziej dyskretny sposób w strefie Sahelu, przede wszystkim w Republice Środkowoafrykańskiej, na Wybrzeżu Kości Słoniowej i w Czadzie. Rząd francuski przeważnie działał w celu obrony status quo, który był mu akurat na rękę i przy zupełnym lekceważeniu dla zasad demokracji, nagradzając spolegliwych i karząc niepokornych. W lutym bieżącego roku, po raz kolejny, dał gwarancję bezpieczeństwa prezydentowi Czadu Idrissie Déby przeciwko buntownikom wspieranym przez władze sąsiedniego Sudanu, którzy oblegali już stolicę kraju N’Dżamenę. Chociaż Déby jest dyktatorem i sam zdobył władzę poprzez przewrót, Francja woli mieć go za partnera, ponieważ ma pewność, że nie będzie on utrudniać złożonej w większości z francuskich żołnierzy misji UE we wschodnim Czadzie, mającej na celu ochronę obozów uchodźców z Darfuru przed napadami ze strony oddziałów sudańskich. I raczej nie należy dopatrywać się w tej polityce akceptacji mniejszego zła żadnych pobudek humanitarnych, jako że można domniemywać, że rządowi francuskiemu zależy bardziej na uprawomocnieniu własnej wieloletniej obecności militarnej w tej części świata pod hasłem międzynarodowej misji stabilizacyjnej, niż na ochranianiu uciekinierów z ogarniętego wojną Sudanu. Dostrzegli to zresztą od razu inni wielcy gracze polityki regionalnej i tym należy tłumaczyć zastanawiającą nieobecność wojsk brytyjskich, niemieckich i włoskich w siłach Euforu, a także przeciąganie w nieskończoność przygotowań do rozpoczęcia misji.

W kwestiach gospodarczych Francuzi również nie wykazywali się zbyt dużą dbałością o zachowywanie pozorów. Od lat 60-tych francuska firma Areva miała wyłączność na eksploatację największych w Afryce złóż uranu w okolicach Arlit na północy Nigru, zapewniając jedną trzecią wszystkich dostaw tego surowca do elektrowni atomowych Électricité de France. Arevie niezmiennie udawało się płacić nieproporcjonalnie mało za koncesje na wydobywanie uranu w porównaniu do cen rynkowych tego surowca, a w razie jakiegokolwiek zatargu z rządem Nigru mogła liczyć na pełne poparcie władz francuskich, zainteresowanych w oczywisty sposób zapewnieniem bezpieczeństwa energetycznego swojego kraju. Od pewnego czasu jednak, Niamey – dostrzegając rosnące ceny uranu oraz wzmożony popyt na to źródło energii ze strony innych krajów – postanowił skłonić Francuzów do zaakceptowania wyższych opłat koncesyjnych. Kiedy, w lutym zeszłego roku, na północy kraju wybuchło powstanie Tuaregów, prezydent Nigru Mamadou Tandja nabrał przekonania, że jest ono finansowane przez Arevę i Paryż w celu ukarania go za próbę odzyskania kontroli nad złożami. W konsekwencji, rozwinął się otwarty konflikt dyplomatyczny, którego kulminacją było wydalenie z Nigru dyrektora Arevy w tym kraju Dominique’a Pina w lipcu 2007 roku. Sytuacja uspokoiła się nieco dopiero po rozmowach na najwyższym szczeblu i zgodzie Arevy na zwiększenie opłat za wydobycie kilograma uranu łącznie prawie o 100%.

Michał Świelik

Cdn. 

 Dokument bez tytułu