Kolejna runda dla afrykańskiej żelaznej damy

afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Kolejna runda dla afrykańskiej żelaznej damy

Kiedy w 2005 roku Ellen Johnson Sirleaf została prezydentem Liberii, obiecała ustąpić z urzędu po ukończeniu jednej, 6-letniej kadencji. Jednak teraz, na rok przed kolejnymi wyborami, ta 71-letnia była szefowa Banku Światowego i jedyna w Afryce kobieta-prezydent, twierdzi, że potrzebuje kolejnej kadencji, aby skończyć to, co zaczęła. Pomimo, że pani Sirleaf jest faworytką i ma duże szanse na kolejną wygraną w wyborach, nie wszystko może pójść po jej myśli.

“Jednym z powodów, dla których zdecydowałam się kandydować jest fakt, że udało nam się stworzyć podwaliny programu reform, ale dopiero teraz możemy zacząć go realizować” – twierdzi Pani prezydent. Najważniejszym tematem jest korupcja – pomimo zadeklarowanej „zerowej tolerancji” dla korupcji na początku kadencji, to zjawisko cały czas stanowi duży problem dla rządu, który również nie jest bez skazy. W tym roku Sirleaf musiała zwolnić swojego ministra informacji za branie do kieszeni wynagrodzeń fikcyjnych pracowników. Spowodowała również, aby jej brat, oskarżony o defraudację, ustąpił ze stanowiska ministra spraw wewnętrznych. Pięciu innych ministrów, w tym finansów i wydobycia, znalazło się pod lupą audytora generalnego kraju, który opublikował dane świadczące o wycieku z budżetu państwa milionów dolarów.

Pani prezydent, która zapracowała sobie na przydomek „Żelazna dama”, przyznaje, że nie doszacowała problemu korupcji, która okazała się strukturalna i bardzo głęboka. Obiecuje jednak, że ostatecznie rozprawi się z tym problemem podczas drugiej kadencji.

Sirleaf ma dla kraju niewątpliwe zasługi – pomimo, że stabilizacja w Liberii jest krucha, a w kraju nadal stacjonuje 8 tys. żołnierzy ONZ, żyje się tam zdecydowanie lepiej. Udało się zaprowadzić względny spokój, bojówki nie dokonują już samosądów, a ich przywódcy są sądzeni za zbrodnie wojenne przez Trybunał w Hadze. Podczas jej rządów udało się zwiększyć budżet kraju do 350 mln dolarów (w 2006 roku wynosił on niespełna 80 mln) oraz umorzyć 4,9 miliarda zadłużenia zagranicznego. Od sankcji uwolniono przemysł wydobywczy i leśnictwo, a także renegocjowano kontrowersyjny kontrakt z potentatem stalowym – koncernem AccelorMittal. Monrowia przeżywa teraz boom budowlany, powstają nadmorskie ośrodki wypoczynkowe, bloki mieszkalne i podejrzanie eleganckie wille należące do ludzi związanych z obecnym establishmentem.

Te pozytywne zmiany na pewno przekonują wyborców. Również zjednoczenie prezydenckiej partii Unity Party z dwiema partiami opozycyjnymi powinno skonsolidować poparcie dla Sirleaf w wyborach – szczególnie ze strony elity pochodzenia amerykańskiego, która w XIX wieku przybyła do Liberii jako wyzwoleni amerykańscy niewolnicy i od tego czasu pełni dominującą rolę w gospodarce kraju.

Jednak konkurenci do fotela prezydenckiego mogą oskarżyć Sirleaf o podlizywanie się starej elicie. W 2005 mało nie przegrała wyborów z populistą – piłkarzem i politycznym nowicjuszem Georgem Weahem. Co gorsza, liberyjska Komisja ds. Prawdy i Pojednania, stawia panią prezydent, wraz z jej dawnymi i obecnymi współpracownikami, wśród osób odpowiedzialnych za 14-letnią wojnę domową. Przy tej okazji przypomina się poparcie, jakiego Sirleaf udzielała Jamesowi Taylorowi podczas obalania prezydenta Samuela Doe. Sirleaf publicznie wyraziła skruchę, jednak Komisja sugeruje, że należałoby odsunąć ją od pełnienia funkcji państwowych. Taki obrót sprawy jest oczywiście mało prawdopodobny, jednak negatywnie wpływa na reputację Pani prezydent.

Obserwując liberyjską scenę polityczną, Ellen Johnson Sirleaf jest bez wątpienia najlepszym prezydentem, jakiego ten kraj kiedykolwiek miał. Może to jej jednak nie wystarczyć do wygrania kolejnych wyborów.

maru

 Dokument bez tytułu