Burundi? To oni mają w ogóle jakichś piłkarzy? Tak zwykle pyta mój tata jak opowiadam mu o mojej ulubionej drużynie piłkarskiej. W sumie trudno się dziwić, bo sam nie wiem czy potrafię wymienić chociaż pięciu reprezentantów tego małego środkowoafrykańskiego kraju. A kiedyś znałem cały skład… tyle, że do dziś nie wiem czy był prawdziwy.
Jak zakochałem się w Burundi
Zaczęło się pewnie na przełomie stuleci, kiedy to (jak zwykle z pewnym opóźnieniem) trafiła do mnie FIFA 98, czyli jedna z najsłynniejszych gier piłkarskich świata. Nie jestem zawodowym graczem, ale mając wtedy te 15 lat spędzałem wiele godzin przed ekranem swojego komputera. Zaczynało się oczywiście od ulubionych drużyn – Holandii, Kamerunu, ale kiedy wygrywanie stało się zbyt proste (a to nie wymagało znowu niewiadomo jakiej wprawy) trzeba było się rozejrzeć za jakąś słabszą drużyną. Oczywiście musiała być bez dwóch zdań afrykańska.
O ile dobrze pamiętam to Burundi było najostatniejsze z ostatnich. Więc wybór nie był trudny – młodzieńcza ambicja, afrykański team – to się nie mogło nie udać. Nazwisk niestety już nie pamiętam. Inna sprawa, że nie wiedziałem czy były to nazwiska autentyczne czy tylko zmyślone na potrzeby gry. Teraz chyba już za dużo czasu upłynęło, żeby móc to zweryfikować. Ale to po prostu nie było najważniejsze. Czerwono-zielone stroje, nazwiska brzmiące w 100% afrykańsko – niczego więcej nie było trzeba.
Szczerze mówiąc to nawet nie pamiętam co osiągnąłem moją fantastyczną drużyną. Musiałem dojść najwyżej do jakichś ćwierćfinałów, bo gdybym zdobył mistrzostwo to chyba bym pamiętał. No ale to była tylko gra. Niestety nie byłem typem „dziecka monitora”, więc moja kariera futbolowa w FIFIE skończyła się tam gdzie się zaczęła. Także nawet nie wiem czy w kolejnych edycjach gry moje ukochane Burundi wciąż grało. No ale przecież wirtualna rzeczywistość, jakby kolorowa nie była, nie umywa się nawet do tej prawdziwej. A w piłce chyba tym bardziej. Także chciałbym ogłosić wszem i wobec: PIŁKARSKA REPREZENTACJA BURUNDI ISTNIEJE I MA SIĘ CAŁKIEM DOBRZE!!!
O Burundi słów kilka
Burundi to jedno z mniejszych państewek afrykańskich. Położone jest w okolicy Jeziora Wiktorii (Ukerewe), nad Jeziorem Tanganika, pomiędzy Tanzanią, Demokratyczną Republiką Konga i Ruandą. Mieszka tam około 7,5 mln ludzi. Stolicą tego niewielkiego państwa (28 000 km2) jest Bujumbura. Bez badań statystycznych stwierdzam arbitralnie (a co, to tylko felieton, więc mogę!!), że pewnie ok. 95% Polaków nie wie o Burundi nic, a ok. 90% nie potrafiłoby go umieścić na mapie Afryki. No ale nie ma co się dziwić. Jedynym prawdopodobnie tropem jaki może naprowadzić mieszkańca Nad-wisło-landii może być czarny ślad ruandyjskiego ludobójstwa z 1994 roku.
O Ruandzie i Burundi mówi się czasem, że to bliźniacze republiki międzyjezierza. Podobna powierzchnia, liczba ludności, kolonizator (Belgia), właściwie identyczna struktura etniczna. Czyli Hutu (85%), Tutsi (14%) i pigmeje Batwa (1%). To właśnie na tym tle od odzyskania niepodległości w 1962 roku miały miejsce niekończące się konflikty etniczne rejonu. Ale ten tragiczny rozdział zostawię komuś innemu, ja chcę pisać o piłce, o tym że to nie tylko sport, że to duża siłą społeczna i coraz więcej afrykańskich państw zaczyna to zauważać.
Inne skojarzenia z Burundi to być może muzyka – znana afrykańska wokalistka Khadja Nin, śpiewająca głównie w suahili, ale także po angielsku i francusku; zespół The Drums Of Burundi – który tworzy wielkie bębniarskie show(http://youtube.com/watch?v=hr4prJdbNdA&feature=related). I to by było na tyle. Ale jest szansa, że to się zmieni. Właśnie dzięki piłce. I dzięki pewnej Pani, która ma pomysł na grę.
Ach te kobiety!
Nie chcę zabrzmieć jako typowy męski szowinista, ale szczerze mówiąc to gdzie jak gdzie, ale w piłce nożnej, to miejsca dla kobiet nie widzę. To znaczy nie widziałem. Ale tu się okazuje, że kobieta, oprócz swoich rozlicznych zalet, może bardzo pomóc nawet w futbolu.
Zaczęło się w 2004 roku. Władze FIFA zamroziły wtedy swoje dotacje na burundyjską piłkę nożną. Powodem była oczywiście defraudacja funduszy. To na ten okres przypada rozkwit kariery najsłynniejszego piłkarza z Burundi, jakim jest bez wątpienia Shabani Nonda. Grał wtedy w Monako, z którym doszedł nawet do finału Pucharu UEFA. Jednak ze względu na nieustające zamieszanie wokół burundyjskiej federacji piłkarskiej zdecydował się grać dla reprezentacji Demokratycznej Republiki Konga. Była to olbrzymi strata dla burundyjskiej piłki. Dziś na jego miejsce przyszli nowi, ambitni piłkarze, a atmosfera wokół drużyny pozwala mieć nadzieję, że już niedługo Jaskółki (bo taki pseudonim ma reprezentacja Burundi) rozwiną skrzydła.
Właśnie w 2004 roku fotel prezesa Burundyjskiej Federacji Piłkarskiej zajęła pani Lydia Nsekera. Nie była kimś zupełnie nowym, gdyż zajmowała jakieś doradcze stanowisko w Federacji, ale jej codziennym zajęciem było prowadzenie warsztatu samochodowego. Kiedy zaproponowano jej to stanowisko początkowo nie chciała się zgodzić. Mówiła, że sytuacja w Związku jest tragiczna i że nic się nie da zrobić. Ale po krótkich negocjacjach przystała na propozycję, jednak pod jednym warunkiem: wszyscy mieli być przygotowani na poważne zmiany.
Po pierwsze odnowiła będącą w ruinie burundyjską Ligę. Dziś liczy ona trzy dywizje. Przeprowadziła też spis burundyjskich piłkarzy grających zarówno w kraju jak i poza granicami. FIFA szybko doceniła starania nowej pani prezes i już w 2005 roku sfinansowała budowę nowego kompleksu biurowego dla Federacji w Bujumburze. Przed ukończeniem budowy tego nowoczesnego obiektu na biurku decydentów FIFA znajdował się już kolejny projekt przedłożony przez Federację Burundi. Tym razem pieniądze pomogą zbudować Kompleks treningowy dla burundyjskiej młodzieży.
Najważniejsze jest to, że Burundi zaczęło grać!! Od 2004 roku zaczęło odnotowywać swoje pierwsze małe sukcesy. Puchar Narodów Afryki 2008 wymknął się dosłownie w ostatniej chwili, kiedy po dramatycznej końcówce musieli uznać wyższość Egiptu w grupie 2. (W ostatniej kolejce wyprzedziła ich także Mauretania). Ale niespodzianka była o krok. Jaskółki pokazały, że są groźni zwłaszcza na własnym stadionie, gdzie nie przegrali meczu, a punkty za remis oddali tylko Egiptowi. W lokalnym turnieju CECAFA w którym to Burundi dość regularnie bierze udział, w ostatnich edycjach zachodziło zwykle wysoko – raz był to ćwierćfinał, raz finał (gdzie przegrało z Sudanem, tak jak i w tym roku) i wreszcie tegoroczne 4. miejsce wywalczone na boiskach Tanzanii przed Świętami.
Oczywiście, że można powiedzieć, że to tylko folklor, że przecież i tak Burundi na nic nie ma szans, że nic poważnego nie może osiągnąć. Że Sudan grał bez kilku podstawowych graczy, a i tak poradził sobie z Jaskółkami. Że statystyki (Burundi przegrało w turnieju tylko jeden mecz) nic nie znaczą. Że do następnego Pucharu Narodów nie awansują, bo przecież nie wygrają ani z Burkina Faso, ani z Tunezją. Ale ile już udowodnili!! Że w narodzie wyniszczonym przez etniczne konflikty można też grać w piłkę. Że można walczyć z korupcją. Że można wygrywać z silniejszymi. Jestem bardzo dumny z tego wspaniałego narodu. A co dopiero muszą czuć Burundyjczycy!! Dobrze, że są miejsce gdzie piłka to ciągle coś więcej niż ligowa kopanina i korupcja. Burundi Pany!!!
Łukasz Kalisz