Kiedy przyjeżdżają naukowcy

afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Kiedy przyjeżdżają naukowcy

Czy przypominają sobie państwo film "Harry Angel"? Młoda, ubrana na biało Mulatka, tańczy ekstatycznie pod osłoną nocy, przy wtórze pulsującej muzyki bębnów, kończąc tajemniczą ceremonię skręceniem karku bezbronnemu kurczęciu. I postać Luisa Cypher'a (wyraźna aluzja do szatańskiego imienia) grana przez Roberta de Niro – piekielnie okrutna i cyniczna. Były tez inne filmy traktujące o ohydnych zombi i napawających zgrozą laleczkach nabitych szpilkami. Taki mniej więcej jawi się nam obraz religii wudu.

Jedno z haitańskich powiedzeń brzmi: "kiedy przyjeżdżają naukowcy, odchodzą bogowie". Dlatego, mało kto próbuje zagłębić się w prawdziwą istotę tej religii. My jednak możemy spróbować ustalić kilka istotnych informacji na jej temat.

Wudu jest dominującą religią Haiti (mimo iż o tym oficjalnie się nie mówi) – wyspy zamieszkałej w ok. 90% przez potomków Afrykańczyków i ok. 9% Mulatów. Trzeba jednakże zaznaczyć, że wudu raczej nie obejmuje "wyższej" klasy społeczeństwa, a spotkani za granicą wykształceni Haitańczycy zawsze zademonstrują swoją niechęć do omawianej religii.

Przodkowie dzisiejszych Haitańczyków byli w przeważającej części pochodzenia dahomejskiego (dzisiejszy Benin), z pleminon Fon, Ewe, Joruba, Kongo. Nazwa religii pochodzi od słowa vodun, co w języku Fon oznacza bóg, duch. Właśnie kult ludu Fon odegrał największą rolę w ukształtowaniu się tego systemu wierzeń na wyspie.

Wudu jest afrokatolicką religią synkretyczną. Jak to się stało, że w barbarzyńskiej (według niektórych) religii znalazły się elementy katolicyzmu? Były tego dwa główne powody. Pierwszym był chrzest narzucony niewolnikom odgórnie. Z drugiej zaś strony ów chrzest przywracał w pewnym stopniu deptaną godność czarnego człowieka i dawał złudzenie przynależności do "lepszego" świata białej ludności. Po drugie, katolicyzm, stał się przykrywką dla celebrowania i kultywowania zakazanej spuścizny religijnej przywiezionej z Afryki. Oddawanie czci Ogunowi, Erzili czy Shango było możliwe tylko pod imionami katolickich świętych (nie trzeba chyba wyjaśniać jaką rolę może pełnić religia w warunkach ucisku jednego narodu przez inny), stąd utożsamianie Legby (pośrednika między bogiem a ludźmi) ze świętym Piotrem, który jest w posiadani kluczy do nieba; Oguna ze świętym Jakubem (obaj kojarzeni z wojną); Erzili z Dziewicą Marią czy Shango z Janem Chrzcicielem (ich wspólnym symbolem był baranek).
Fenomen tej religii polega na tym, że zbieranina ludzi pochodzących z różnych plemion, wyrwanych z różnych afrykańskich państw, posiadających własne panteony bóstw, rytuały i języki była w stanie utworzyć jednolitą i spójna religię. Nikt od nikogo nie wymagał porzucenia plemiennego bóstwa na korzyść innego. Z radością przyjmowano jak największą ilość bóstw. Jeśli zaś chodzi o katolicyzm, przykładny serviteur wudu musi uczęszczać do kościoła, przyjmować sakramenty, nie wspominając o tym, że musi być ochrzczony. Byłoby to dzisiaj – w dobie przenajróżniejszych konfliktów religijnych – chyba najlepsze rozwiązanie.

Według haitańskiego mitu człowiek składa się z trzech podstawowych komponentów: widocznej materii; gros-bon-ange czyli metafizycznego sobowtóra ciała oraz ti-bon-ange – sumienia, które w naszej kulturze rozumiane jest jako właściwość duszy. Możemy jeszcze wspomnieć o espirit, co oznacza "inteligencję". Kiedy w języku potocznym usłyszymy , że ktoś ma "pil espirit" (dużo ducha), będzie to oznaczało, że posiada wielką inteligencję.

W przeciwieństwie do chrześcijańskiego dramatu dualizmu polegającego na konflikcie między ciałem a duchem, w wudu nie istnieje podobny problem. Inteligencja, siła, energia i mądrość wychodzą z ciała, dlatego ciało zawiera boskość, a na boskość zdane jest na ciało, z którego powstała.

Tak, jak fizyczne ciało człowieka jest bezwolną substancją dopóki nie ożywi go dusza, tak samo wszechświat byłby pozbawionym moralnych zasad zlepkiem ograniczonej materii, gdyby nie loa. Loa są duchami przodków, ale są jednocześnie bóstwami afrykańskimi, które kiedyś także były przodkami człowieka. Żadnego jednak loa nie pamięta się jako ludzkiej istoty. Zanim loa stały się duchami, narodziły się po raz pierwszy jako zwierzęta, po raz drugi – jako ludzie, po raz trzeci – jako dusze ściągnięte zza światów i zamknięte w glinianym dzbanie govi. Przodek uzyskiwał boskie moce w wyniku uwolnienia się od ludzkiego ego. Po latach przetrzymywania jego ducha w govi, stawał się on archetypem. Tak w wielkim skrócie można opisać narodziny loa. Najstarsze loa to loa racine (korzenie). Są wśród nich Marassa – pierwsze bliźniacze dzieci Boga; Legba – ojciec i opiekun, przewodnik na drodze prowadzącej ze świata ludzi do świata boskiego; Carrefour – brat i przeciwieństwo Legby zsyłający nieszczęścia; Ghede – opiekun historii i pan cmentarzy, wystrojony w fioletowy garnitur i kapelusz, zawsze z cygarem i w przeciwsłonecznych okularach z jednym szkiełkiem; Erzili – bogini piękna i miłości przepadająca za deserami; Ogun, Loko, Dmaballa i inni.

Większość tych bóstw pochodzi jak już wcześniej pisaliśmy z Dahomeju, zaś ich rytuały zwane są Rada. Są one najbardziej zbliżone do podstawowej afrykańskiej tradycji. Modyfikacją tych rytuałów są rytuały Petro, powstałe już na Karaibach, wyrosłe ze wściekłości na białego człowieka i bezsilności. Loa z narodu Petro są bardziej gniewne, szybko się unoszą, nie znoszą sprzeciwu, są mniej tolerancyjne i bardziej agresywne. Nie można jednak w żadnym wypadku powiedzieć, że są złe. W tradycji Petro możemy dostrzec synkretyzm z wierzeniami indiańskimi (arawakańskch Tainów i Karaibów). To, co łączyło czarnego przybysza z indiańskim autochtonem to przede wszystkim ucieczka przed okrucieństwem białych osadników. Wspólna dla nich była nienawiść do białego człowieka i jego kultury. Ponadto ich religie posiadały wiele cech wspólnych np. istnienie stwórcy, panteon bóstw -żywiołów, bóstwo-wąż o priorytetowym znaczeniu, kult duchów przodków, symbolika skrzyżowanych dróg, magia czy nawiedzenie.

Miejscem, gdzie koncentruje się życie religijne jest hunfor. Hunfor to izby z ołtarzami, poświęcone drzewa przed domem, rytualne przedmioty, ale nazwa hunfor oznacza też wspólnotę wierzących. Najważniejszym wyposażeniem hunforu są bębny, które stoją w specjalnie wyznaczonym miejscu. Bębny (jak również inne rytualne przedmioty) muszą zostać ochrzczone. Użycie takich bębnów do innych celów niż rytualne jest profanacją. W muzyce i śpiewie najbardziej widać afrykańskie korzenie religii wudu. Ze względu na rolę jaką odgrywa bębnienie, śpiew i taniec, wudu często określane jest jako "religia tańczona". Dziwne może się wydawać, że bębniarze nie należą do hunforu. Nie są też identyfikowani z bębnami. Cześć oddaje się tylko bębnom, a nie człowiekowi , który na nich gra.
Muzyka jest jednym ze środków prowadzących do nawiedzenia. Nawiedzenie należy do rytuałów umożliwiających kontakt z loa. Rytuał zaczyna się od pozdrowienia duchów ( także chrześcijańskich Ojca i Syna i Ducha Świętego). Do obowiązków człowieka należy nakarmienie loa. Każdy loa ma swoje preferencje żywieniowe np. słodycze, rum, owoce morza. Na ofiarę wybiera się najczęściej kurczęcie. Ceremonia ofiarowania jest zupełnie pozbawiona negatywnych emocji i brutalnych intencji. Ofiarowania nie rozpatruje się jako śmierci zwierzęcia, ale jako transfuzję życia dla loa.

Hunforem kieruje kapłan – hungan bądź kapłanka – mambo. Hunfor przeważnie nosi imię hungana, ale koszty związane z utrzymaniem tego miejsca i potrzebne do odprawiania ceremonii ponosi cała społeczność. Hunfor dla haitańskiego chłopa to nie tylko ośrodek religijny, ale miejsce zgromadzeń, gdzie załatwiane są zwykłe ludzkie sprawy, ponieważ maman (jak nazywany jest hungan) to nie tylko kapłan, ale też orędownik interesów niepiśmiennej społeczności. Pomaga rozstrzygać spory, szuka pracy dla podopiecznych, jest zaprzyjaźniony z władzami, a czasem nawet z politykami.
Jak pisze Maya Deren w swojej książce "Taniec Nieba i Ziemi. Bogowie haitańskiego wudu": "Jedną z ról jakie ma pełnić hungan jest chronienie ludzi przed złowrogimi działaniami bocora. Oznacza to, że musi używać mag
ii, a na zły wanga (urok) ,musi przygotować ochronny garde (talizman). Między innymi z tej przyczyny często mylono religijna praktykę wudu z praktykami magicznymi, które w rzeczywistości istnieją zupełnie oddzielnie i nie są częścią systemu religijnego. Człowiek może być silny, bo takim uczyniły o loa, ale to człowiek , a nie loa odprawia magię."

Według niektórych, hungan jest największym wrogiem współczesnej medycyny. Nie do końca jest to prawdą, a nawet można by rzecz, że stwierdzenie to jest fałszywe. Hungan korzysta ze swojej rozległej wiedzy na temat ziołolecznictwa, lecz kiedy widzi, że ta metoda leczenia nie skutkuje, wysyła chorego do szpitala. Sam zresztą korzysta z rad lekarzy i chodzi do stomatologa. Prości Haitańczycy wolą jednak korzystać z pomocy mamana, bo mają do niego większe zaufanie niż do służby zdrowia. Powołując się jeszcze raz na obserwacje Mai Deren możemy zacytować: " Kiedy chłop płaci hunganowi, nie tylko daje mu pieniądze, ale również kupuje sobie kontrolę nad nim (…). W przypadku bezpłatnego szpitala nie ma 'uczciwej wymiany' społecznej, religijnej ani finansowej. Chłop czuje , że nie ma żadnego prawa do żądania efektywnego leczenia."

Kościół katolicki wobec wudu jest właściwie bezbronny. Próbuje nawracać ludzi, którzy zostali już kiedyś ochrzczeni i kultywują chrześcijańską tradycję. Wudu jest religią bardziej pragmatyczną niż katolicyzm , bo odpowiada na realne potrzeby ubogich Haitańczyków, zarówno duchowe jak i materialne. Religię wykorzystuje się pro publica bono zabiegając o względy odpowiednich bogów. W przeciwieństwie do katolickich świętych, a tym bardziej Boga siedzącego w ukryciu gdzieś na sklepieniu niebieskim, haitańskie bóstwa są blisko człowieka i przemawiają do niego udowadniając, że boskość można dostrzec żyjąc na ziemskim padole.

Innym przykładem religii wymieszanej w podobny sposób jest kubańska santeria. Aby mieć namiastkę jej wyobrażenia wystarczy przypomnieć sobie film Buena Vista Social Club i sławnego muzyka Ibrahima Ferrer, który "poił" figurkę św. Łazarza rumem i skrapiał najlepszymi perfumami. Mimo, iż na Kubie znaleźli się niewolnicy z 84 grup etnicznych, religia została zdominowana przez elementy wierzeń Jorubów.

Zbliżony proces zaszedł na innych wyspach karaibskich, a także w Meksyku (tak występuje synkretyzm wierzeń katolickich z indiańskimi), Kolumbii, Wenezueli, Gujanie, Brazylii itd. W tym ostatnim państwie najbardziej znaną religią afrochrześcijańską jest candomble. Obecnie większość domów kultu candomble (3.800 domów różnego pochodzenia) znajduje się w części Rio de Janeiro zwanej Baixada Fluminese.
Oprócz Haiti, duże skupiska wyznawców wudu zaobserwować możemy w Kanadzie czy Stanach Zjednoczonych (Nowy Jork, Nowy Orlean). Niestety, łatwiej jest tutaj natknąć się na biznes żerujący na wudu niż prawdziwe przejawy religijności. Fałszywe kapłanki mambo oferują zioła na miłość, kamyczki na sukces, laleczki na pognębienie nielubianej koleżanki z pracy itp. Internet jest tak samo pełen tego typu usług. Po wypełnieniu odpowiedniego formularza i uiszczeniu dość sporej opłaty, możemy poznać swoją przyszłość bądź uśmiechnięta na zdjęciu czarna kobieta w białym turbanie określi kto jest naszym opiekuńczym loa. Najdroższy jest obrzęd canzo czyli przyjęcia nowego członka do kościoła wuduistycznego. Cena nie odstrasza wielu chętnych z całego świata, ale głownie są to ludzie z USA, Kanady i Wielkiej Brytanii. Wycieczki po hunforach, zakupy w specjalistycznych sklepach, pokaz nawiedzenia, spacer po cmentarzu to atrakcje, które są w zasięgu ręki każdego turysty zwiedzającego południowe stany USA.

Linda Jakubowska

 Dokument bez tytułu