Kogo może obchodzić liga kenijska, skoro sami Kenijczycy prawie nic o niej nie wiedzą? Po co w ogóle o tym pisać? Kto to w ogóle będzie czytać? Mam nadzieję, że ten kto zacznie nie zawiedzie się, bo historia jest raczej ciekawa…
Po pierwsze kenijski futbol od dłuższego czasu znajduje się w kryzysie. Wrogiem publicznym nr 1 jest (zupełnie jak w Polsce!) Kenijska Federacja Piłkarska KFF, czyli odpowiednik naszego ukochanego PZPN. Na tym podobieństwa się jednak nie kończą. KFF jest organizacją bardziej skorumpowaną niż kenijscy politycy, co zawsze wydawało się niemożliwe. Poza tym, KFF od dłuższego czasu trzymało za ogon wszystkie kenijskie piłkarskie sroki – reprezentację, ligę i cały piłkarski przemysł. Doprowadziło to do upadku wszystkich tych elementów. Ale nie o tym miał być artykuł.
Od kilku lat pieczę nad ligą sprawuje bowiem KPL (Kenyan Premier League) czyli prywatna spółka traktująca kenijską ekstraklasę jak firmę, która nie tylko ma dobrze funkcjonować, ale jeszcze przynosić zyski. KPL przejęła także opiekę nad reprezentacją narodową, czego wymiernym efektem jest awans do drugiej rundy eliminacji do Mistrzostw Świata i Pucharu Narodów Afryki.
Jeszcze kilka, no może kilkanaście lat temu, funkcjonowała ona całkiem nieźle. Byli kibice, stadiony zapełniały się w czasie meczów a najciekawsze spotkania pokazywano nawet w telewizji. Niestety skorumpowane władze piłkarskie przyczyniły się zrujnowania tego potencjału i dziś Kenijczycy wiedzą wszystko o Premier League, tyle że o tej angielskiej a nie o swojej.
Poziomem piłkarskim KPL nie może zaimponować. Na arenie międzynarodowej drużyny ze Wschodniej Afryki nigdy nie wypadały dobrze. Kenia nie różni się tutaj zbytnio od innych zespołów z regionu. Ale to się być może niedługo zmieni. Pierwszym krokiem może być triumf mistrza – Tusker FC – w klubowym Pucharze Afryki Centralnej i Wschodniej (CECAFA) w tym roku. I choć „piwosze” nie mają już praktycznie szans na obronę tytułu mistrzowskiego w kraju, świadczy to raczej dobrze o konkurencji. I może właśnie o niej słów kilka.
MATHARE UNITED. Aktualni liderzy tabeli. Drużyna składająca się wyłącznie z wychowanków MYSA (patrz – artykuł o MYSA). Oprócz piłkarzy na których oparta jest w tej chwili reprezentacja narodowa ma jeszcze jednego asa w rękawie, którym jest trener zarówno lidera jak i reprezentacji – Francis Kimanzi. Co prawda pojawiły się już głosy, że reprezentacja dojrzała już do tego, by zatrudnić zagranicznego trenera, jednak Kimanzi podejściem do piłkarzy oraz wynikami (łączy przecież pracę z reprezentacją i z klubem) udowadnia, że ciężko będzie znaleźć mu godnego następcę.
TUSKER FC. Aktualny mistrz kraju. Drużyna przeżywająca obecnie wielki kryzys. Po zdobyciu klubowego Pucharu CECAFA zaczęła się czarna seria w lidze, która po 2 miesiącach słabych wyników zakończyła się zwolnieniem trenera, słynnego wizjonera kenijskiej piłki, Jacoba „Ghost” Mulee, który miał w swoim CV nieudaną przygodę z reprezentacją. Sponsorem tego klubu jest najpopularniejszy producent piwa w Kenii, czyli browar Tusker. A sama drużyna jest dzięki temu najbogatszym zespołem w lidze.
SONY SUGAR. Jedyny konkurent Mathare w walce o tegoroczny tytuł. Idą z reguły łeb w łeb i kiedy Mathare ostatnio straciło punkty w dwóch kolejkach z rzędu, wydawało się, że Sony Sugar wykorzysta to potknięcie i wskoczy na fotel lidera. Jednak i „Cukiernicy” solidarnie oddali punkty rywalom i dalej pozostają na drugim miejscu.
Kto jeszcze? Są MATHARE YOUTH, czyli młodzieżowa frakcja MYSA, walcząca w tym roku o utrzymanie. Podobne cele stoją przed stołeczną drużyną policyjną RED BERETS oraz przed jednym z najbardziej zasłużonych klubów kenijskich GOR MAHIA. Środek tabeli jest dość wyrównany i wspomnieć można o SHER KARUTURI z bramkarzem drużyny narodowej Noah Ayuko. Są też ULINZI STARS z Nakuru, których stadion został zniszczony przez wewnętrznych uchodźców w czasie zamieszek.
Ponadto liga kenijska posiada dość dobrze funkcjonującą stronę internetową, która pozwala na bieżąco śledzić jej rozgrywki (www.kpl.co.ke) oraz całkiem ciekawy blog (http://www.kenyafootball.com). Nadzieje budzi to, że są w Kenii ludzie, którzy radzą sobie z kenijskimi „Listkiewiczami”. Uniezależnili ekstraklasę od KFF, co jest niewątpliwie pierwszym krokiem do sukcesu. I najważniejsze: mają nadzieję, że wszystko się uda. Że nadchodzą właśnie dobre czasy dla kenijskiej piłki i że oni nie tylko są świadkami tego wydarzenia, ale też sprawiają, że ta wiosna futbolowa staje się faktem.
Łukasz Kalisz