Spirala przemocy w Kenii, nakręca się jeszcze bardziej. Bilans kenijskiego wtorku przynosi kolejne złe wiadomości. Nieznani sprawcy zastrzelili parlamentarzystę. W Naivasha policja musiała użyć wojskowych helikopterów do ochrony uchodźców. Z kolei zespół mediacyjny Kofi'ego Annana próbuje pogodzić prezydenta i opozycję.
Melitus Were został zastrzelony w drodze powrotnej do swojego domu na przedmieściach Nairobi. Policja twierdzi, że jego zabójstwo nie ma politycznego kontekstu. Jednak innego zdania są zwolennicy opozycyjnego Orange Democratic Movement (ODM), do którego należał Were. W całej Kenii zawrzało jeszcze bardziej.
Kryzys w Kenii rozpoczął się 27 grudnia 2007 roku, po tym jak odbyły się wybory prezydenckie, w których zwycięstwo ogłosił dotychczasowy prezydent, Mwai Kibaki. Jego główny rywal, Raila Odinga, uznał, że Kibaki przywłaszczył sobie władzę, i to on, lider ODM, zdobył najwięcej głosów. Jednak na prezydenta został zaprzysiężony Kibaki, pomimo nieprawidłowości, które miały miejsce w trakcie głosowania, i o których donieśli obserwatorzy wyborów.
Polityka była tylko pretekstem do rozlania się fali przemocy na tle etnicznym. Kibaki jest popierany przez lud Kikuju, znajdujący się u władzy od czasów odzyskania niepodległości przez Kenię. Odinga reprezentuje interesy, zepchniętych na margines życia politycznego, Luo i Kalenjin. W rezultacie aktów przemocy, które mają miejsce w Kenii już od miesiąca, zginęło ponad 800 osób. Nienawiść na tle etnicznym prowadzi do ich eskalacji. Także w ciągu ostatniej doby.
Do zamieszek doszło w prowincji Rift Vallley, a także w slumsach stołecznego Nairobi. W Naivasha tłum Kikuju ruszył z maczetami na 300 Luo, którzy chcieli uciec z miasta. Policja musiała interweniować także z powietrza, aby nie dopuścić do masakry i rozpędzić napastników. Wszystko wskazuje na to, że Kikuju, którzy padli ofiara pierwszej fali przemocy, biorą teraz odwet na swoich wrogach.
Niespokojnie było też na zachodzie Kenii. W Kisumu, które jest bastionem zwolenników Odinga, policja użyła gazu łzawiącego, aby rozproszyć demonstrujących w proteście przeciwko zamordowaniu opozycyjnego parlamentarzysty.
Tymczasem Annan, który próbuje pogodzić Kibaki'ego i Odinga, stwierdził, że kryzys uda się rozwiązać w ciągu roku, przy czym, aby zapobiec dalszym zamieszkom, Kenia będzie potrzebowała czterech tygodni. Opozycja domaga się nowych wyborów. Kibaki nie chce stracić władzy. Pomimo sprzecznych oczekiwań opozycji i prezydenta, Kibaki i Odinga zaapelowali o pokój, bo sytuacja w Kenii wymyka się coraz bardziej spod kontroli.
Wtorkowym sukcesem Annana jest sam fakt, że sprowadził obu politycznych rywali do jednego stołu – ich pierwsze spotkanie nastapiło w ubiegły czwartek – przy którym mają wynegocjować porozumienie. To czy zdołają się pogodzić zależy wyłącznie od ich dobrej woli. I tego czy obaj będą w stanie pozbyć się swojej żądzy utrzymania się przy władzy za wszelką cenę.
(ostro)