Pomimo deklaracji Mwai Kibaki'ego, że może usiąść do rozmów z opozycją, jej przegrany kandydat na prezydenta, Raila Odinga, odrzucił ofertę rywala. Twierdzi, że Kibaki musi najpierw ustąpić ze stanowiska.
Być może Kibaki złożył propozycję opozycji, wiedząc, że Odinga, jest podobnie jak on, nastawiony na zdobycie władzy i odrzuci ofertę. Bez względu na to co Kibaki myślał, Odinga właśnie tak uczynił. Brak zgody między nimi kosztował już życie ponad 350 osób i zmusił 250 tysięcy Kenijczyków do opuszczenia domów.
Odinga twardo obstaje przy swoim stanowisku: Wybór Kibaki'ego jest nielegalny i to Odinga wygrał, tylko rywal miał zafałszować wyniki wyborcze. A przecież jeszcze w 2002 roku ten lider opozycji pomógł Kibaki'emu w zwycięstwie w wyborach. Jednak później ich drogi się rozeszły. Odinga zaczął krytykować prezydenta za niespełnienie przedwyborczych obietnic.
Teraz Odinga odmawia współpracy z Kibaki'm pomimo prób mediacji ze strony Amerykanów. Stany Zjednoczone wydają się być żywo zainteresowane sytuacją w Kenii. W końcu Nairobi jest kluczowym sojusznikiem Waszyngtonu w Afryce, w jego walce przeciwko Al-Kaidzie.
Jedno się nie zmieniło. Wciąż nikt nie wie jak szybko skończy się kryzys w Kenii. Wybory prezydenckie były okazją dla wszystkich niezadowolonych do zamanifestowania nienawiści na tle etnicznym. W sytuacji kiedy Kibaki'ego popierają Kikuju, a Odinga ludy Luo i Kalenjin, nadal może dochodzić do aktów przemocy między zwalczającymi się grupami. Polityka jest tutaj tylko pretekstem.
(lumi)