W Kenii nadal niespokojnie. Rywalizujący ze sobą prezydent Kenii, Mwai Kibaki, i przywódca opozycji, Raila Odinga, nie doszli do porozumienia. Do mediacji pomiędzy dwójką skłóconych polityków obiecał włączyć się były sekretarz generalny ONZ, Kofi Annan. Tymczasem oficjalne dane mówią o 693 ofiarach śmiertelnych powyborczej przemocy.
Po czwartkowej misji pojednania, której podjął się prezydent Ghany, John Kufuor, jasne stało się, że ani Kibaki ani Odinga nie zamierzają zrezygnować ze swoich politycznych aspiracji. Nie udało się sprowadzić ich do jednego stołu rokowań. Kufuor odwiedził i Kibaki'ego i Odinga. Rozmawiał z nimi oddzielnie. Nic nie wyszło. Teraz zastąpić ma go, inny Ghańczyk, Annan.
Nie powiodła się też próba mediacji podjęta przez wysłanniczkę Białego Domu, Jendayi Frazer. Po tygodniu bezskutecznych rozmów z Kibaki'm i Odinga, opuściła Kenię. Jednak najpierw zaapelowała do obu stron o to, aby usiadły do negocjacji bez żadnych warunków wstępnych. W swoim końcowym oświadczeniu potwierdziła, że ostatnie wybory prezydenckie nie były sprawiedliwe i doszło do wielu nieprawidłowości w toku głosowania. Dlatego, zdaniem Frazer, i Kibaki i Odinga powinni uznać wyborcze wyniki za nieważne. Nawet Odinga, który twierdzi, że wbrew oficjalnym rezultatom wygrał on a nie Kibaki, nie powinien czuć się zwycięzcą. Frazer poprosiła też Kibaki'ego o uszanowanie wolności mediów oraz zgodę na pokojowe demonstracje.
Z kolei opozycja, skupiona wokół Odinga, Orange Democratic Movement (ODM), chce znowu wyjść na ulice. Wstępnie zapowiedziała protesty na najbliższą środę. A to może doprowadzić tylko do jednego – do eskalacji przemocy na tle etnicznym, dla której pretekstem okazało sie polityczne zamieszanie wokół wyborczych wyników.
Światło dzienne ujrzała również niewygodna dla polityków prawda. Okazuje się, że oba stronnictwa i to Kibaki'ego i to Odinga, mogły płacić gangom za zabijanie i palenie oraz organizować uzbrojone milicje, odpowiedzialne za ludobójstwo w tygodniu po ogłoszeniu rezultatów wyborów. Organizacje obrony praw człowieka twierdzą, że za podpalenie płacono równowartość 8 dolarów amerykańskich (USD) a za zabicie człowieka dwa razy tyle.
Bezpiecznie nie mogą czuć się nawet uchodźcy, których 6 tysięcy uciekło do sąsiedniej Ugandy. Władze tego kraju donoszą, że w obozach dla uciekinierów doszło do próby otrucia przedstawicieli ludu Kikuju przez członków ludu Kalenjin. Mieli oni wymieszać truciznę z żywnością podawną uchodźcom.
Powodem kenijskiego kryzysu stały się wyniki wyborów prezydenckich z 27 grudnia ubiegłego roku. Wygrał w nich dotychczasowy prezydent, Kibaki. Ale jego rywal, powołując się na szereg nieprawidłowości w trakcie głosowania, nie uznał tych wyników i wezwał do masowych protestów. Te zaś stały się pretekstem do przemocy na tle etnicznym. Ożył konflikt między popierającymi Kibaki'ego Kikuju a reprezentowanymi przez Odinga ludy Luo i Kalenjin. Do dziś potwierdzono zabicie 693 osób. Swoje domy musiało opuścić 260 tysiące Kenijczyków.
(ostro)