Na ulice kenijskich miast znów wyszli przeciwnicy prezydenta Mwai Kibaki'ego. Pomimo zakazu demonstracji starli się z policją, którą dla rozpędzenia tłumu użyła gazu łzawiącego. Niektóre źródła mówią, że jest przynajmniej jedna ofiara śmiertelna. W tym samym czasie kenijski rząd zmienił zdanie w sprawie przyjazdu Kofi'ego Annana, który ma pomóc w mediacji pomiędzy Kibaki'm a jego rywalem, Raila Odinga.
W oficjalnym oświadczeniu, Ministerstwo Spraw Zagranicznych Kenii opowiedziało się za wsparciem Annana w zakończeniu kenijskiego kryzysu politycznego. To zmiana wcześniejszego stanowiska stronnictwa Kibaki'ego, które w weekend odrzuciło ofertę pomocy ze strony byłego sekretarza ONZ. Annana mają wspierać były prezydent Tanzanii, Benjamin Mkapa i żona Nelsona Mandeli, Graca Machel. Przed całą trójką arcytrudne zadanie, bo ani wizyta prezydenta Ghany, Johna Kufuora, ani przyjazd południowoafrykańskiego noblisty, Desmonda Tutu, nie przyniosły żadnych rezultatów.
Tymczasem na ulicach kenijskich miast, odbyły się protesty, zapowiadane przez opozycyjny Orange Democratic Movement (ODM). Niespokojnie było w Kisumu, mieście w zachodniej Kenii, które jest bastionem opozycji. Liczący 1000 osób tłum został rozpędzony przez policję, która użyła gazów łzawiących i strzelała w powietrze. Policja potwierdziła, że w środowych zamieszkach zginęły dwie osoby.
Demonstracje odbyły się również w Mombasie i w Nairobi. W obu przypadkach policja rozproszyła protestujących, którzy zaczęli palić opony i ustawiać uliczne blokady. Barykady stanęły też w najbardziej dotkniętym powyborczym konfliktem, mieście Eldoret. W ten sposób służby podległe Kibaki'emu starają się nie dopuścić do trzydniowych protestów zapowiedzianych przez ODM, a uznanych przez obecne władze Kenii za nielegalne.
ODM, któremu przewodzi Odinga, pomimo, że jest największą partią w parlamencie nie jest w stanie doprowadzić do usunięcia Kibaki'ego z urzędu prezydenta, przez głosowanie nad wotum zaufania dla prezydenta, z powodu braku parlamentarnej większości.
Końca kryzysu w Kenii wciąż nie widać. Pochłonął on już życie ponad 700 osób. Doprowadził też do eskalacji przemocy na tle etnicznym.
(lumi)