Mija rok z Muammarem Kadafim na czele Unii Afrykańskiej (UA). Przedstawiciele UA mają jednak problem – Kadafi, który uważa siebie za króla królów, będzie starał się o reelekcję.
Głowy 53 afrykańskich państw spotkają się w niedzielę na 14. szczycie w Addis Abebie. Po roku z Kadafim, nie wszyscy chcą go widzieć na stanowisku, które pełni. Głównym zarzutem wobec Kadafiego jest promowany przez niego sposób sprawowania władzy. Sprzeciwia się on wolnym i demokratycznym wyborom, twierdząc, że to model libijski jest najlepszy. Dlatego też nie interweniował w sytuacji politycznego kryzysu i przewrotu na szczytach władzy w Gwinei i na Madagaskarze. W opinii wielu afrykańskich polityków powinien jednak zareagować i przejąć rolę głównego mediatora. Kadafi nie słucha tych uwag i idzie w zaparte, uważając, że najważniejsze dla Afryki jest jej zjednoczenie.
Kadafi nie sprawdził się w roli przewodniczącego UA już na samym początku, kiedy zaczął pełnić tę funkcję. To wtedy w Mauretanii doszło do wojskowego zamachu stanu, potępionego przez wiele krajów Afryki, z wyjątkiem Kadafiego. Kadafi udzielił swojego wsparcia rządom wojskowych, czym jeszcze bardziej utrwalił swój wizerunek jako dyktatora, mającego w pogardzie demokrację.
Kadafiemu spodobało się bycie przewodniczącym UA. Pomimo zwyczajowej rotacji na tym stanowisku i planowanego obsadzenia go przez malawijskiego prezydenta Bingu wa Mutharika, istnieją uzasadnione obawy, że libijski przywódca, wierzący w swoją misję, postanowi ubiegać się o ponowny wybór. Nie wszyscy temu się sprzeciwią. Wpatrzeni w Kadafiego są niektórzy przywódcy z Afryki Zachodniej, którym imponuje, podobnie jak jego petrodolary.
ostro