Jak Egipt wita uchodźców

afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Jak Egipt wita uchodźców

Uchodźcy z Sudanu nigdy nie byli i nie są mile widzianymi gośćmi w Egipcie. Egipskie władze próbowały już różnych metod, aby pozbyć się niewygodnych przybyszów. Natomiast sami Sudańczycy grzęzną w Egipcie, który dla wielu z nich jest tylko krajem tranzytowym w drodze na Północ.

Najwięcej Sudańczyków przebywa w Kairze. Wielka metropolia wchłania ich w swoje ulice. Niestety na miejscu nie jest łatwo o pracę. Są spychani na margines. Nikt nie lubi czarnych Sudańczyków.

Sudańczycy migrują nawet teraz. Jednak różne były i są oblicza tej migracji.

W pociągu z Chartumu do Wadi Halfa spotkałem Petera. Pochodził z północnego Sudanu.

Papieros za papierosem. – Byłem Arabem, a teraz już nim nie jestem – mówi Peter. – Teraz jestem chrześcijaninem. Pytanie o tak nagłą przemianę muzułmanina w gorliwego wyznawcę Chrystusa, Peter zbywa milczeniem. Tak długim, że w końcu czuje się zobowiązany je przerwać. Podczas kolejnego kilkugodzinnego postoju nachyla się nade mną i szepcze. – Wiesz, że ja już nie wrócę do Sudanu. Pojadę do Egiptu, tam dostanę status uchodźcy i będę starał się wyjechać do Europy albo Ameryki. – Przecież nie jesteś z Południa. Nie pochodzisz z Dar Furu – kontynuuję półgłosem. – To nic. Teraz jestem protestantem. W Kairze powiem ludziom z ONZ, że zmieniłem wiarę, za co w mojej ojczyźnie grozi mi śmierć. Przecież nikt nie każe mi wracać? – pyta sam siebie, szczerze wierząc, że mu się uda.

Dar Hamid, w zachodnim Sudanie. W małej wsi, o nazwie El-Bashiri, zasypanej z czterech stron pustynią, spędzam popołudnie na podwórku jednej z miejscowych rodzin. Jest ciepło, więc śpimy w dzień, aby zapomnieć o upale. Ja i goszcząca mnie rodzina. Oczywiście ta męska gałąź. Najstarszy syn gospodarza zna podstawy angielskiego. Słucha Marleya i daleko mu do wizerunku bogobojnego muzułmanina. W porze posiłku zaczyna swoją opowieść. – Niedługo wyruszę na północ. Chcę dojechać do Grecji. Najpierw dotrę pustynią do Libii, a potem już tylko Europa. Może Polska. Odwiedzę cię. – Czy masz paszport i wizy? – pytam. – Po co? – słyszę w odpowiedzi – Nie są mi potrzebne.

Prom z Wadi Halfa do Asuanu. Do Egiptu płynie więcej pasażerów niż w przeciwną stronę. Wielu z nich uciekło kiedyś z Południa. Pech chciał, że ci z promu, trafili na sudańską Północ, gdzie wciąż są traktowani jak niewolnicy.

Historia arabskich wypraw do Sudanu po niewolników jest nadal żywa. Północ zamieszkana przez ludzi identyfikujących się z kulturą Arabów i islamu pogardza Południem czarnych Afrykańczyków, animizmu i chrześcijaństwa. Zanim dopłyną do Sudanu zostanie im pobrana krew. – Egipcjanie sprawdzają, czy nie mamy malarii – oznajmia mi współpasażer. – Jeżeli wynik jest pozytywny to każą leczyć się w miejscowym szpitalu – na co mało kogo stać – albo zawracać. Chociaż sam nie wiem jak jest naprawdę. Wiem tylko, że nie lubią czarnego koloru skóry.

Asuan. Miejscowa parafia, którą prowadzi włoski misjonarz. Wiele lat przepracował w Sudanie, ale później rząd w Chartumie kazał mu wyjechać. – Daleko mnie nie zaniosło – żartuje. – wylądowałem w Egipcie, gdzie Sudańczycy szukają schronienia. Nie oznacza to – kontynuje – że w Egipcie Sudańczykom się powodzi. Kościół, w którym pracuję jest cały czas obserowany przez egipskie służby bezpieczeństwa. Podsłuchują moje rozmowy, grzebią w mojej poczcie. Nawet po spotkaniu z tobą, przyjadą i zapytają mnie, kim jesteś i o czym ze mną rozmawiałeś.

Półwysep Synaj. Kolejni Sudańczycy będą forsować granicę z Izraelem. W ich oczach izraelskie terytorium to oaza. Na pustyni, zanim uda im się przedostać na drugą stronę, wygląda jednak jak fatamorgana. Beduini każą sobie płacić za doprowadzenie do granicy. Potem mogą liczyć już tylko na siebie. Niektórzy giną od kul egipskich pograniczników. Inni są zawracani. Nielicznym udaje się dostać do lepszego świata. Wiara w jego istnienie jest na tyle silna, że mieszkańcy sudańskiego Południa zamieniają się w uciekinierów z Dar Furu.

Kofi

 Dokument bez tytułu