Ibrahim Ag Mohamed

afryka.org Bez kategorii Ibrahim Ag Mohamed

Ibrahim Ag Mohamed w młodości niszczył Biblie, a z ich stron robił skręty. Po latach wraz z polską żoną zakochany w Piśmie Świętym przetłumaczył je na język Tuaregów!

Jego historię nawrócenia oraz kazanie będzie można usłyszeć i zobaczyć w Społeczności Chrześcijańskiej Połnoc, ul. Jagiellońska 71, na dwóch niedzielnych nabożeństwach 25 stycznia 2009 o godz. 10.00 i 12.00 (www.schpolnoc.pl)

Wielbłąd przez ucho igielne

Centrum Ustronia. To tu trzymiesięczne wakacje spędzały Małgorzata Nawrocka wraz z córkami Yemimką i Lydią. Obie dziewczynki uczyły się w tym czasie w miejscowej szkole, dodatkowo brały lekcje polskiego. Cała trójka przybyła… z Gao, malijskiego miasteczka, nazywanego wrotami Sahary.

Pielęgniarka i syn pasterza

Jak z afrykańskiej pustyni trafili w polskie Beskidy? To w Ustroniu od kilkunastu lat istnieje Biblijne Stowarzyszenie Misyjne. Stowarzyszenie założone przez Jerzego Marcola wspiera prowadzone na całym świecie tłumaczenia Biblii oraz walkę z analfabetyzmem, organizuje też misje ewangelizacyjne na terenie byłego Związku Radzieckiego. Małgorzatę spotykam w siedzibie BSM-u w Ustroniu, codziennie przed południem dogląda spraw biura.

- Od dziecka myślałam, by zostać misjonarką. Chciałam wyjechać do Azji i tam pomagać ludziom – opowiada. Pochodzi z Legnicy i zamiast pracy na misji po ukończeniu nauki trafiła do szpitala, była pielęgniarką na oddziale intensywnej terapii. 

Tuareg Ibrahim, jej mąż, nie chciał być misjonarzem. Miał inne kłopoty już od małego. Urodził się w 1965 roku, matka niedługo potem mu zmarła, a wychowaniem zajmował się ojciec Mohamed. Tata nie chciał, by syn poszedł do szkoły. Tak jak wszyscy mężczyźni w rodzinie miał przecież stać się wędrownym pasterzem, żadne nauki nie były do tego potrzebne. Ponadto szkoła mogła chłopakowi namieszać w głowie i zarzucić zachodnimi wartościami i obcą religią.

Tymczasem pod koniec lat 60. rząd Mali zorganizował akcję przymusowego edukowania dzieci. Zarządzenie dotyczyło tylko chłopców. Wojsko poszukiwało w wioskach i siłą zabierało do szkół młodzieńców. Przebiegli Tueregowie wpadli na pomysł, by… przebierać chłopców za dziewczynki. Ibrahimowi kilka razy się udawało, w dziewczęcych chustach był nie do poznania. Jednak pewnego dnia żołnierze wpadli do wioski znienacka, chłopak nie był przebrany i… trafił do szkoły koranicznej. Młodziak z każdym dniem stawał się coraz gorliwszym wyznawcą Allaha. – Wierzyłem, że jeśli ktoś spali choćby niewielką część Koranu, na pewno straci rozum i zwariuje. Aby udowodnić, że Biblia nie jest słowem Boga niszczyliśmy je, robiliśmy z delikatnych stronic skręty, które paliliśmy – opowiada Tuareg.



Odmieniła go genealogia

Minęło kilka lat, Ibrahim zawędrował na Wybrzeże Kości Słoniowej, gdzie mieszkał jego kuzyn chrześcijanin. Pewnego dnia – chyba nieco z nudów – Ibrahim sięgnął po leżącą na stoliku Biblię. – Trafiłem na pierwszy rozdział Ewangelii Mateusza i tam przeżyłem szok, czytając rodowód Jezusa. Dla nas, Tuaregów genealogia jest bardzo ważna. Musimy wiedzieć, kim byli nasi przodkowie. Ja sam znam swój rodowód do dziewiątego pokolenia. Tym bardziej zaskoczyła mnie wspaniała genealogia Jezusa. “Ten człowiek, to jest ktoś”, pomyślałem sobie – wspomina Ibrahim. Krok po kroku, strona po stronie młody Tuareg zaczął czytać i zgłębiać Pismo Święte. – Księga, którą paliłem przemówiła do mego serca i rozpaliła je – mawia teraz Ibrahim.

Na początku lat 90. nawrócony Tuareg wyjechał do Anglii, gdzie dostał się do Letniego Instytutu Językoznawstwa przy Reading University. A tam była już Małgorzata, która wróciła do swych marzeń o pracy na misji. – Ona była pierwszą Polką, ja pierwszym Malijczykiem, który tam się uczył. Gosia nigdy wcześniej o Mali nawet nie słyszała – opowiada Ibrahim. Zakochali się w sobie, zdecydowali na ślub, który wzięli w Legnicy.

Potem wyjechali do Mali, w rodzinne strony męża. Tam przystąpili do zadania, które wkrótce stało się najważniejszym wyzwaniem ich życia.

Amerykańska Misja Wycliffe’a, z którą współpracuje Stowarzyszenie Misyjne z Ustronia, postawiło sobie jasny i bardzo ambitny cel: do roku 2025 rozpocząć tłumaczenie Biblii na wszystkie języki świata, które tego jeszcze potrzebują. To oznacza, że w ciągu najbliższych osiemnastu lat musi ruszyć tłumaczenie Biblii na ponad dwa tysiące języków.

W 1995 roku polsko-tuareskie małżeństwo wraz z kilkoma przyjaciółmi rozpoczęło długa i mozolną pracę nad przetłumaczeniem Biblii na język tamasheq, którym posługują się Tuaregowie. Główną pracę wykonywał Ibrahim, który został też pastorem kościoła baptystów w Gao, a Gosia zajmowała się przepisywaniem tekstów oraz pracą administracyjną.

Rybak to zabójca

Przy tłumaczeniu przeszkód i kłopotów było co niemiara. Ale tak być musiało, wszak czasowniki w języku tamasheq odmieniają się na … 240 sposobów!

Taki na przykład prosty i oczywisty werset z Łukasza 18:25 – “Łatwiej bowiem wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do Królestwa Bożego”. – I tu zaczęły się kłopoty. Po polsku wielbłąd to wielbłąd, ale Tuaregowie mają kilkanaście słów, które oznaczają to zwierzę. W zależności, czy to samiec, czy samica, ile ma lat, czy już urodziła młode, będzie to inne słowo. Musieliśmy się nagłowić, zrobić sondażowe rozmowy z ludźmi, zanim wybór padł na konkretne słowo – opowiada Nawrocka.

Inny przykład to przypowieść o Jezusie, faryzeuszu i celniku, który bił się w pierś z żalu za grzechy. – Sprawa była nader skomplikowana, bo u Tuaregów bicie się w piersi to oznaka dumy. I dosłowne tłumaczenie dałoby odwrotny efekt – opowiada polska tłumaczka.

Ostatecznie postawiono na wyrażenie: “… celnik był tak okryty wstydem, że nie śmiał oczu podnieść ku niebu”.

Inna ciekawostka dotyczy popularnego w Biblii słowa “rybak”. Gdyby dokładnie tłumaczyć na tamasheq, wtedy jedno ze zdań Nowego Testamentu powinno brzmieć: “Jezus rzekł: Pójdźcie za mną, a zrobię was zabójcami ludzi!”. Słowo rybak w języku tamasheq oznacza człowieka, który zabija ludzi. Ten fragment przetłumaczono bez używania “rybaka”: “Od tej pory będziecie innych przyprowadzać, aby mnie poznali”.

Tuareska biblioteka

Co ciekawe w Nowym Testamencie w języku tamasheq znalazło się też jedno słowo… polskie! To słowo to “korona”. Tuaregowie nigdy nie mieli królów, a jedyne znane im nakrycie głowy to turban. – Kiedy Jan opisuje Syna Człowieczego ze złotą koroną na głowie, nie sposób tego przetłumaczyć jako najbardziej nawet cenny “turban” – śmieje się Gosia. Biblia po tuaresku była gotowa po dziesięciu latach. W 2005 roku w Timbuktu odbyła się wielka uroczystość przekazania Księgi miejscowej ludności. Ale to nie koniec zadania Ibrahima i Gosi. Teraz wzięli się za rozpowszechnianie.Nagrali Nowy Testament na kasetę. W jednym z pokoików stworzyli studio. Dla wyciszenia ściany obłożyli materacami, temperatura w środku sięgała ponad 40 stopni! A wewnątrz Ibrahim i inni miejscowi wcielali się w role bohaterów z Biblii i nagrywali. Teraz specjalne malutkie aparaty, na których można słuchać przetłumaczonej Biblii, Gosia wraz z mężem, rozdają miejscowym. – aparat działa albo na baterię słoneczną albo też można pokręcić korbką, by odsłuchać fragmentu – opowiada Polka.

Każdy Tuareg to jednoosobowa biblioteka i archiwum. Gdy stary Tuareg umiera, to jakby spłonęła biblioteka – twierdzi Ibrahim, który jednak na wszelki wypadek swoją pracę przy Biblii uwiecznia na papierze i taśmie magnetofonowej…

 Dokument bez tytułu