W ciągu ostatniego tygodnia stolica Nigru, Niamey, zamieniła się na krótko w centrum afrykańskiego ruchu kobiecego. W trzecim Spotkaniu Kobiet Hiszpańskich i Afrykańskich “Kobiety dla Lepszego Świata”, zorganizowanym i sfinansowanym w całości przez Madryt, wzięło udział ponad 400 kobiet z 42 krajów Afryki oraz z Hiszpanii.
Wśród nich znalazły się takie osobistości, jak prezydent Liberii Ellen Johnson-Sirleaf, pierwsza wicepremier rządu hiszpańskiego María Teresa Fernández de la Vega w towarzystwie minister do spraw równego statusu mężczyzn i kobiet, Bibiany Aído oraz sekretarz stanu do spraw międzynarodowej pomocy rozwojowej Leire Pajín, a także minister spraw zagranicznych Nigru, Aïchatou Mindaoudou i przewodnicząca parlamentu panafrykańskiego Gertrude Mongella.
Obrady zainaugurował prezydent Nigru, Mamadou Tandja, a zakończył premier Seyni Oumarou. W deklaracji końcowej rząd Hiszpanii zapowiedział przeznaczenie w 2008 roku miliona dolarów na działalność Sieci Kobiet Hiszpańskich i Afrykańskich oraz pięciu milionów dolarów na program aktywizacji zawodowej kobiet poprzez mikrokredyty udzielane we współpracy z Afrykańskim Bankiem Rozwoju. Zobowiązał się też do lobbowania w ONZ na rzecz stworzenia specjalnego funduszu na cele promowania równości płci w Afryce, do otwarcia w Mali centrum edukacji obywatelskiej oraz do organizowania na afrykańskich uniwersytetach lektoratów języka hiszpańskiego. Spotkanie stało się też pretekstem do uroczystego otwarcia ambasady Hiszpanii w Niamey oraz do podpisania hiszpańsko-nigryskiej umowy migracyjnej i umowy o pomocy rozwojowej na lata 2008 – 2010.
Pierwsze Spotkanie Kobiet Hiszpańskich i Afrykańskich odbyło się w 2006 roku w Maputo, drugie – w ubiegłym roku w Madrycie. Ta inicjatywa jest częścią szerzej zakrojonego planu politycznego, jaki socjalistyczny rząd José Luisa Rodrigueza Zapatero realizuje od czasu, kiedy doszedł do władzy w marcu 2004 roku. Hiszpanie uznali Afrykę, do tej pory raczej zaniedbywaną przez kolejne rządy, za region strategiczny ze względu na lawinowo rosnącą imigrację z najbiedniejszych rejonów kontynentu na Półwysep Iberyjski.
Wydaje się, że Madryt chce teraz przekonać Afrykańczyków do siebie i pokazać, że zależy mu przede wszystkim na poprawie ich warunków bytowych, tak żeby nie musieli szukać ratunku w emigracji. Świadczy o tym fakt, że w ciągu ostatnich kilku lat powstały ambasady w krajach, z którymi Hiszpanię nie łączyły dotąd praktycznie żadne więzi gospodarcze: w Cabo Verde, Gwinei Bissau, Gwinei Conakry, Mali i Nigrze. Wielokrotnie wzrosła też wartość hiszpańskiej pomocy rozwojowej dla krajów afrykańskich – w Nigrze, gdzie działa tylko jedna hiszpańska firma, w 2005 roku wyniosła ona 1,5 mln euro, a w roku bieżącym osiągnie 10 mln euro. W całej Afryce subsaharyjskiej Hiszpania wyda w tym roku aż miliard euro, z czego większość przeznaczy na programy związane z aktywizacją i obroną praw kobiet.
Można spodziewać się, że po tym pokazie hojności i troski o los najbiedniejszych nadejdzie czas, kiedy Madryt zacznie oczekiwać dowodów wdzięczności za swoje zaangażowanie i twarde interesy ekonomiczne zaczną odgrywać zdecydowanie większą rolę niż dzieje się to w tej chwili. Hiszpańską politykę w Afryce wyróżnia jednak to, że nie szuka sojuszników wśród skorumpowanych urzędników, ani skompromitowanych dyktatorów, i stara się chociaż w części zaszczepić na gruncie afrykańskim wartości demokratyczne, którymi kieruje się u siebie. Francuskim politykom, dla przykładu, nigdy nie przyszło to do głowy.
Michał Świetlik