W niedzielę wieczorem doświadczony polski trener odniósł swój kolejny sukces. Prowadzona przez Henriego reprezentacja Tunezji w efektownym stylu awansowała do finałów Pucharu Narodów Afryki, który w styczniu i lutym odbędzie się w Gabonie. Teraz przed “Orłami Kartaginy” i trenerem Kasperczakiem kolejne wyzwanie, mecze w eliminacjach mistrzostw świata. Z Henrykiem Kasperczakiem rozmawiałem wczoraj.
Po raz piąty w historii wprowadził pan reprezentację do finałów Pucharu Narodów. Spodziewał się pan, że w ostatnim meczu z Liberią, który decydował o pierwszym miejscu w grupie, będzie tak łatwo i wygracie 4-1?
Henryk Kasperczak: – Nigdy nie jest łatwo. Zagraliśmy jednak na tyle dobry mecz, że rywal miał niewiele do powiedzenia. Na pewno są powody do zadowolenia. Odzyskaliśmy skuteczność, zagraliśmy ofensywnie i zdobyliśmy cztery gole. Przeciwnik był bezradny, miał problemy z wyprowadzeniem piłki. Natomiast my stworzyliśmy wiele ciekawych akcji, po których padały efektowne bramki.
Po awansie do styczniowego finału Pucharu Narodów w Gabonie nie można powiedzieć, że spokojnie będzie pan przygotowywał zespół do tego turnieju. Przed wami przecież mecze w eliminacjach mistrzostw świata…
– O spokoju nie może być mowy. Już bowiem szykujemy się do kolejnego spotkania, przed nami nowy cel. Patrząc na to, jak silne zespoły grają w innych grupach, to my nie możemy narzekać, ale z drugiej strony też nie będzie łatwo. Gwinea zawsze ma silną drużynę, podobnie jest w przypadku Demokratycznej Republiki Konga. Do tego jest Libia, która kilka dni temu pokonała na wyjeździe rewelację afrykańskiej piłki w ostatnich latach, jedenastkę z Zielonego Przylądka. Pierwszy mecz gramy w październiku z Gwineą u siebie.
Mówił pan ostatnio, że kibiców w Tunezji mniej interesuje teraz reprezentacja, dlatego mecze rozgrywacie nie na kilkudziesięciotysięcznym stadionie Rades w Tunisie, a w Monastyrze. Czy po waszym awansie do Pucharu Narodów coś się zmieni?
– Decyzja zapadła już wcześniej. Z Gwineą również zagramy w Monastyrze. Dobrze nam się tam gra, dobrze tam się czujemy i jest dobra publiczność. Tak, że już szykujemy się na to spotkanie.
Na co będzie stać Tunezję w najbliższym Pucharze Narodów Afryki?
– Na ten temat nie ma na razie co mówić. Teraz koncentrujemy się na meczu w eliminacjach mistrzostw świata z Gwineą. To najważniejsza sprawa. Przyjdzie czas, żeby skupić się i porozmawiać na temat turnieju w Gabonie. Na pewno będziemy sobie ostrzyć zęby na grę w Pucharze Narodów, sprawić, żeby wyszło coś z tego dobrego. Nie będziemy kalkulowali. Jadąc tam, na początek, nastawimy się na wyjście z grupy. Potem celem będzie wygranie każdego kolejnego meczu. To na razie jednak przyszłość, teraz mamy mecze w eliminacjach mistrzostw świata, w październiku z Gwineą, a w listopadzie z Libią.
Na początek elimiacji mundialu Polska zremisowała z Kazachstanem. Jest się czym martwić?
– Nie oglądałem tego spotkania, bo akurat było w porze naszego meczu z Liberią, ale na pewno zobaczę powtórkę. Gdyby był to remis z Niemcami, to powiedziałbym, że zdobyliśmy punkt, a tak, to trzeba powiedzieć, że dwa punkty zostały stracone. Tym bardziej trzeba żałować, bo przecież czekają nas jeszcze ciężkie mecze wyjazdowe z takimi rywalami, jak Rumunia czy Dania, gdzie łatwo na pewno nie będzie.
W tej na stałe przebywa pan w Tunisie. Kiedy będzie pan w Polsce?
– Nie prędzej, jak przed Świętami. Muszę na miejscu wszystkiego dopilnować. Gramy przecież teraz ważne mecze co miesiąc.