Reprezentacja Tunezji świetnie radzi sobie podczas IV Mistrzostw Narodów w Rwandzie, gdzie w bardzo dobrym stylu awansowała do ćwierćfinałów. Z „Orłami Kartaginy” nie ma doświadczonego polskiego szkoleniowca, który w niedzielę 10 stycznia przeszedł w Tunezji poważną operację usunięcia kamieni z woreczka żółciowego. Teraz ze zdrowiem trenera Henryka Kasperczaka jest już dużo lepiej. Opuścił szpital w Tunisie i powoli dochodzi do siebie.
Henri od lipca zeszłego roku jest selekcjonerem reprezentacji Tunezji. To jego druga praca z narodowym zespołem tego kraju. Wcześniej z powodzeniem pracował tam w latach 1994-98. Wywalczył wtedy wicemistrzostwo kontynentu i awans do mundialu we Francji.
Teraz na brak pracy też nie narzeka, bo drużyna narodowa z tego kraju gra na wielu frontach jednocześnie. W Afryce, praktycznie w tym samym czasie, odbywają się eliminacje do Pucharu Narodów, do mundialu w Rosji w 2018 czy tegorocznej olimpiady w Rio de Janeiro. Na początku stycznia powołał kadrę, która gra obecnie w IV Mistrzostwach Narodów Afryki.
– Po pierwszym dniu zgrupowania dostałem nagłego ataku. Rano nastąpiła szybka decyzja, że konieczna jest operacja. Okazało się, że w woreczku żółciowym jest osiemdziesiąt kamieni. Sytuacja była poważna. Mogło się zdarzyć tak, że już byśmy nie rozmawiali. Zabieg przeprowadzono na otwartym brzuchu i był dla mnie bardzo ciężki. Wszystko trwało ponad dwie godziny. Na szczęście wszystko się udało – opowiada Kasperczak.
Nasz trener nadal przebywa w Tunezji i dochodzi do siebie. – W brzuchu mam jeszcze założone sączki. W poniedziałek mają być usunięte. Potem czeka mnie rekonwalescencja – mówi polski trener.
Czasu na dojście do siebie nasz szkoleniowiec nie będzie miał dużo, bo już za dwa miesiące kolejne mecze w eliminacjach PNA. Pod koniec marca „Orły” Kasperczaka czeka dwumecz z Togo.
Michał Zichlarz, Afrykagola.pl