Jutro początek kolejnych meczów grupowych w eliminacjach Pucharu Narodów. W sobotę po południu prowadzona przez trenera Henryka Kasperczaka reprezentacja Tunezji gra w Monrovii z tamtejszymi „Lone Stars”. Dla Liberii, po epidemii Eboli, to pierwszy mecz u siebie od dłuższego czasu. Toteż gra o wszystko, bo w pierwszym grupowym spotkaniu przegrali na wyjeździe z Togo 1:2.
To też ważny mecz dla trenera Kasperczaka, który ponownie, po wielu latach objął kadrę Tunezji. Z polskim szkoleniowcem rozmawiałem kilka dni temu. Jest świadomy dużych oczekiwań, jak przed nim postawiono. Oto rozmowa z nim przed piątkowym spotkaniem.
Z kadrą Tunezją pracował pan już w latach 1994-98 zdobywając wicemistrzostwo Afryki i awansując do finałów mistrzostw świata. Jak przyjęto tam pana po 17 latach?
Henryk Kasperczak: – Jest dużo sympatii, wsparcia i życzeń dobrego wyniku. Wielu pamięta to, co było wtedy. Dla mnie ważniejsza od przeszłości jest jednak teraźniejszość. Trzeba zapomnieć o tym co było.
Jakie cele postawiono przed Henrykiem Kasperczakiem?
– Zasadnicze cele są dwa: awans do finałów Pucharu Narodów w 2017 roku w Gabonie i do mistrzostw świata w Rosji. To jednak nie wszystko. Opiekuję się też drużyną narodową złożoną z miejscowych graczy, która jest w trakcie eliminacji Mistrzostw Narodów Afryki. To zespół, w którym grają zawodnicy tylko z ligi tunezyjskiej. Przegrali pierwszy mecz z Libią i zremisowali z Marokiem. Teraz trzeba odrabiać straty. Z Libią czeka nas mecz już we wrześniu, który musimy wygrać. Podobnie jest w kolejnym spotkaniu z Marokiem.
Jak wygląda pana praca w Tunezji?
– Mieszkam w Tunisie. Oglądam dużo spotkań, bo wiadomo, trzeba wyselekcjonować silny zespół narodowy, a spora grupa graczy występuje w klubach tutaj na miejscu. Pracy więc nie brakuje.
A jak wyglądają przygotowania do meczu w eliminacjach Pucharu Narodów Afryki przeciwko Liberii w piątek?
– Powołałem na to spotkanie 27 zawodników. W kadrze jest grupa zawodników miejscowych, jak i z lig zagranicznych. Najbardziej licznie reprezentowany jest Etoile du Sahel. To obecnie najlepszy klub z Tunezji. Powołałem z niego ośmiu piłkarzy. Oprócz tego są tacy gracze, jak Chermiti, Msakni, Chikhaoui, Ben Youssef czyli trzon tych, którzy byli w kadrze podczas ostatniego Pucharu Narodów. Od poniedziałku przebywamy na wspólnym zgrupowaniu.
Liberia to trudny rywal?
– W Afryce jest coraz więcej dobrze grających zespołów. Do nich należy też zaliczyć Liberię. Dobrych zawodników tam nie brakuje. My do Monrovii lecimy w czwartek. W godzinie meczu przeprowadzimy trening, a w piątek o godzinie 16 spotkanie.
Liberia była jednym z tych krajów, które najbardziej dotknął wirus Eboli. Teraz nie ma już tam problemów?
– Skoro pozwolili grać, to raczej nie. To będzie zresztą pierwszy mecz od dwóch lat w Liberii. Można się spodziewać wielu kibiców na trybunach i niezłego zamieszania.
CAŁY WYWIAD UKAZAŁ SIĘ NA PORTALU INTERIA.PL
Michał Zichlarz, Afrykagola.pl