Ghana 2008: Trzy minuty, które wstrząsnęły światem

afryka.org Wiadomości Sport Ghana 2008: Trzy minuty, które wstrząsnęły światem

Dzisiejsze mecze ukazały nam dwa zupełnie różne oblicza piłki. Mecz Gwinei z Marokiem był chyba najbardziej emocjonującym i najciekawszym spotkaniem tego turnieju. Błyskawiczne zwroty akcji nie pozwoliły kibicom usiedzieć spokojnie w miejscu. Szkoda, że pierwsza połowa była nieco ospała. Za to w drugim spotkaniu Ghana wymęczyła skromne zwycięstwo nad Namibią. Jeśli czegoś w swej grze nie zmienią, z pewnością nie będą w stanie poradzić sobie z lepszymi rywalami niż ci, których los im przydzielił w grupie A.

Mecz Gwinei z Marokiem w dużym stopniu miał zadecydować o układzie grupy A. Walka toczyła się oczywiście o drugie miejsce, bo pierwsze było od początku zarezerwowane dla Czarnych Gwiazd. Jednak pierwsza połowa nie przyniosła spodziewanych emocji. Skromne prowadzenie zapewnił Gwinei niezawodny Feindouno. Mecz był wyrównany, aczkolwiek wiele się nie działo. Za to druga połowa była prawdziwą ucztą dla kibiców futbolu.

Było wszystko co składa się na wielkie widowisko: emocje, cztery gole, fantastyczna bramka Aboucherouane'a, czerwona kartka, piękne parady bramkarskie. Zaczęło się od trzech minut, które wstrząsnęły światem. W 59. minucie gola strzelił Bangoura, ale kamerzysta nie zdążył jeszcze skończyć powtórek bramki, kiedy okazało się, że kapitalnym strzałem z dystansu popisał się Hicham Aboucherouane i było już tylko 2:1. Jednak wtedy znów do ataku ruszył Narodowy Słoń i wywalczył rzut karny, który na bramkę zamienił ponownie Feindouno. 3 minuty=3 bramki!

Stan 3:1 obudził Maroko, które ruszyło do wściekłych ataków. Ale Gwinea wcale nie zamierzała skupić się wyłącznie na obronie i poszła na wymianę ciosów. Niestety Feindouno potraktował to zbyt dosłownie i wyleciał z boiska za kopnięcie rywala bez piłki. Nie wróży to dobrze przed kolejnymi meczami Gwinei, zwłaszcza przed ewentualnym ćwierćfinałem do którego znacząco zbliżyła się drużyna trenera Nouzareta. Działo się to w 67. minucie i Maroko nie miało już wiele czasu. Huraganowym atakom przewodził wprowadzony właśnie Chamakh, który wniósł wiele ożywienia do gry Marokańczyków. Niestety, Lwy Atlasu opadły z sił. Do boju poderwała ich jeszcze bramka zdobyta w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry. Jednak nie udało się już nic więcej wskórać.

Drugi mecz wzbudził zdecydowanie mniej emocji. Po pierwsze dlatego, że faworyt był murowany i nie było mowy o innym wyniku niż zwycięstwie gospodarzy. Po drugie dlatego, że Ghana nie wykorzystała szansy żeby urządzić sobie strzelecki festiwal przekonując o swojej formie kibiców i rywali. Ale gra się tak jak rywal pozwala. A Namibia nie pozwoliła na zbyt wiele.

Przede wszystkim grała ze zmienionym bramkarzem – Abisai Shiningayamwe zastąpił Athiel Mbaha. Mecz toczył się oczywiście pod dyktando Ghany, a grę organizował Michael Essien. To on był współautorem bramki zdobytej w 41. minucie przez Juniora Agogo. Szanse na wyrównanie miała też Namibia, jednak Brendellowi dwukrotnie zabrakło zimnej krwi w decydującym momencie. Ghana choć wygrała, zawiodła. Co więcej, na mecz z Marokiem straciła Kingstona, który obejrzał drugą żółtą kartkę w tym turnieju i będzie pauzował w najbliższym meczu.

Łukasz Kalisz

 Dokument bez tytułu