Przez całą fazę grupową i ćwierćfinały kibice narzekali na brak sensacji. Wygrywali faworyci. Jednak półfinały pokazały, że to jeszcze nie wszystko, co tegoroczny Puchar Afryki przygotował fanom afrykańskiej piłki. Finałowe pewniaki, czyli Ghana i WKS, zmierzą się w sobotę na otarcie łez, w meczu o trzecie miejsce. Natomiast wielki finał będzie powtórką inauguracji rozgrywek w grupie C. Czy Nieposkromione Lwy będą w stanie zrewanżować się Faraonom za dotkliwa porażkę?
W pierwszym spotkaniu gospodarze podejmowali Nieposkromione Lwy. Był to mecz walki. Trzeba pamiętać, że obie drużyny były mocno wyczerpane po ciężkich bojach ćwierćfinałowych z Nigerią i Tunezją. Zarówno Ghana jak i Kamerun rozpoczęły bardzo ostrożnie. Widać było wzajemny respekt, jaki przeciwnicy mieli dla siebie.
Ghana szybko przejęła inicjatywę i właściwie przez cały czas była stroną dominującą. Nie przekładało się to jednak na sytuacje podbramkowe, których z obu stron było jak na lekarstwo. Po stronie Czarnych Gwiazd ponownie dobry mecz rozegrał Agogo, jednak w decydującym momencie przeniósł piłkę nad poprzeczką bramki Kameni’ego. W pozostałych sytuacjach albo Ghana popisywała się tradycyjną (nie)skutecznością, albo Kameni prezentował tradycyjnie świetną dyspozycję. Z kolei Kamerun okazał się bezlitosnym nauczycielem. W 71. minucie Nieposkromione Lwy przeprowadziły wzorcową kontrę, po której bramkarzowi szans nie dał wprowadzony chwilę wcześniej Nkong. Czyżby Pfister rozgrzewał się wraz ze swoimi podopiecznymi? To już kolejna bramkowa zmiana, jaką przeprowadza w trakcie meczu. W 90. minucie czerwoną kartkę ujrzał Bikey za odepchnięcie jednego z lekarzy, przez co osłabił swój zespół w dość głupi sposób przed niedzielnym finałem.
Słonie nie miały prawa przegrać. Takiej opcji nikt nie brał nawet pod uwagę. Słonie to przecież najmocniejszy afrykański skład… w historii afrykańskiej piłki!!! Jeszcze chyba żadna drużyna nie miała tylu wielkich gwiazd (Drogba, Kalou, Toure) i tak mocnej i wyrównanej drużyny!!! Już dawno żadna reprezentacja nie grała tak pięknie i skutecznie!!! A tutaj nagle maszynka do zabijania się zacięła…
Mecz rozpoczął się nie po myśli WKS. Szybko straciło bramkę, potem nie mogło wstrzelić się w odpowiedni rytm gry. Na dodatek grający z lekką kontuzją bramkarz Słoni, Barry, musiał opuścić boisko i zastąpił go rezerwowy Loboue. Jednak trudno go winić przy utracie którejkolwiek z bramek. W miarę upływu czasu było coraz lepiej, ale trzech doskonałych okazji nie wykorzystał sam Drogba. To musiało się zemścić. Kiedy Zaki strzelił gola na 2:0, wydawało się, że już po wszystkim. Ale błyskawiczna odpowiedź Keity wlała nadzieję w serca kibiców Słoni. Mecz nabrał rumieńców, Wybrzeże nabrało wiary we własne siły, a Egipt… Egipt się bronił i skontrował. I było po meczu. Czwarta bramka nie miała już znaczenia dla żadnej ze stron. Faraonowie po raz kolejny zwyciężyli dzięki swojej organizacji i dyscyplinie taktycznej. Czy zdobędą w ten sposób swój szósty Puchar?
Łukasz Kalisz