Faraonowie, drużyna przed turniejem niedoceniana, trener, którego wypowiedzi trudno czasem traktować poważnie, obrońca trofeum, któremu nikt nie dawał szans na obronę tytułu, przebojem wdarli się do grona faworytów Pucharu Afryki aplikując cztery gole najlepszemu afrykańskiemu bramkarzowi. Z kolei ekipa Zambii rozprawiła się dość gładko z outsiderem grupy C – Sudanem.
Tego chyba nikt się nie spodziewał. Po pierwszej połowie i katastroficznej grze Nieposkromionych Lwów Faraonowie prowadzili już 3:0. Jedna bramka z rzutu karnego, dwie następne zdobyte przez Zidana – pierwsza po fantastycznej dwójkowej kontrze, druga po przepięknym strzale zza linii pola karnego.
Druga połowa to przede wszystkim wymiana całej kameruńskiej linii pomocy, która spisywała się wręcz tragicznie. Kamerun spisywał się lepiej, ale wciąż bez specjalnego pomysłu na grę. Najpierw nadzieję Lwom przywrócił Eto’o swoim golem na początku drugiej części gry, jednak nic więcej wskórać nie zdołali.
Pod koniec meczu piękną bramkę z dystansu zdobył dla Egiptu Hasny, ale nie bez winy był w tej sytuacji bramkarz Kamerunu, Idrissou Kameni. Wynik meczu na 4:2 ustalił z karnego Eto’o. Trener Pfister wystawiając właśnie taki skład wykazał się nieznajomością drużyny. Nie rokuje to dobrze na dalszą część turnieju. Zgoła inne nastroje panują w ekipie z Egiptu. Jeśli utrzymają taką dyspozycję będą groźni dla każdego.
W drugim meczu Pustynne Jastrzębie z Sudanu (zwane też Krokodylami z Nilu) zmierzyły się z Miedzianymi Kulami z Zambii. Tutaj wszystko potoczyło się wedle przewidywań. Pewne zwycięstwo 3:0 zapewniły bramki Chamangi, Mulengi i Felix Katongo, który był najlepszym piłkarzem meczu. Warto zauważyć, że w dzisiejszym spotkaniu nie mogli zagrać dwaj najlepsi piłkarze z Zambii, czyli Chansa z Helsinborga i Chris Katongo z Brondby, tak więc Miedziane Kule mogą jeszcze sprawić sporo kłopotów faworytom.
Sam mecz był żywym i ciekawym widowiskiem. Wynik nie do końca oddaje sytuację jaka panowała na boisku – Zambia była drużyną bezspornie lepszą, ale Sudan również poczynał sobie całkiem nieźle. Kilkukrotnie bliski był zdobycia honorowej bramki, która niewątpliwie należała się drużynie trenera Abdallaha.
Łukasz Kalisz