Gdzie jest ta Afryka?

afryka.org Czytelnia Poznaj Afrykę! Gdzie jest ta Afryka?

Kiedy jechałam pierwszy raz do Afryki to Afryka była Afryką. Stanęłam na plaży w Algeciras a piętnaście kilometrów przed sobą widziałam nie Maroko tylko Afrykę. Przepaść była ogromna, ale zaopatrzyłam się w całą potrzebną i dającą mi poczucie bezpieczeństwa wiedzę.

Afryka była filmami o zwierzętach w telewizji… przerażającymi historiami o głodzie i wojnach… Afryka była polem do konfrontacji naukowej…. socjolingwistyki…. geografii… socjologii Afryki. Miałam głowę napełnioną informacjami na temat Afryki i byłam przekonana, że wszystko będzie oczywiste, bo tyle już wiem.

Afryka była wielka i odległa, ale określona i przewidywalna. Miało być tak i tak, bo tak zostało powiedziane, zapisane, przekazane. Wiedziałam, że niedługo wydarzy sie coś wielkiego i czekałam z niecierpliwością…

Dlatego wyruszyłam, w nieznane-znane. Kiedy byłam w Maroko, mówiłam sobie, że to jeszcze nie Afryka. Na Saharze Zachodniej wiał wiatr z pustyni, ale to też nie była jeszcze Afryka. W Mauretanii czarni haratyni pracowali w 40-stopniowym upale, ale to nie była ta Afryka.

Granica Mauretanii i Mali zagubiła się w piaskach… Przez kilka dni tylko piasek, krzaki i niebo… Oderwane od rzeczywistości, do niczego nie przystające i przez nikogo nie nazwane. Ten kawałek na mapie, gdzie prowadzi się prostą kreskę dla umownego ustalenia granicy. Miejsce bez nazwy, które może być wszędzie, nie tylko w Afryce. Aż w końcu pojawiła sie wioska… Domy rozstawione po obu stronach piaszczystej drogi. Sahel. Na ulice wybiegły dzieci i zaczęły krzyczeć: Toubabu, toubabu, i ni tchie…

Czas pomiędzy Algeciras i tym miejscem pomiędzy nigdzie i donikąd, skurczył się jak rodzynka i dwa obrazy zderzyły się ze sobą z wielką siłą. I wtedy pomyślałam : Jestem tu. Nie ma tu dzikich węży, na ulicy nie umieraja ludzie. Być może to rozczarowania i klęski, może zaskoczenie i radość, ale takie znaczenie ma podróż.

Nie ma jednej Afryki. I jakkolwiek by nie było nie można jej sobie przywłaszczyć. Jesteśmy obserwatorami i dostajemy tyle ile chcemy wziąć. Najczęściej jednak z góry zakładamy jedną jedyną możliwą opcję.

W tamtym krzyku dziecka, kolorze piasku i poczuciu szczęścia zrozumiałam, że to jest Afryka, która nie ma nic wspólnego z lwami, hienami, dziećmi z dużymi brzuchami i waleniem w bębny. Afryka nie jest Afryką. Afryka jest kawałkiem ziemi, na której stałam. Jest jak dzieło sztuki, które swój początek bierze na długo przed tym kiedy urodzi się jako przedmiot, myśl, dźwięk. Zaczyna się tam, gdzie powstaje myśl.

Afryka to ci wszyscy ludzie, których spotkałam po drodze i wszyscy, których miałam spotkać. Afryka to ziemia miedzy Algeciras a Cotonou. To Mali, Niger, Nigeria, Benin…

Jeśli ktoś próbuje wmówić, że poczuje Afrykę słuchając grupy grającej na bębnach na rynku, w jakimś mieście w Polsce lub oglądając zdjęcia z „wyprawy” do Tanzanii, nie wierzę, że to możliwe. Afrykę można nosić w sobie jako symbol. Pielęgnować jej obraz i przywoływać na różne sposoby. Jednak wydaje mi się, że nie można jej sztucznie wywołać za pomocą banalnych środków. Operując stereotypami, korzystając z najbardziej dostępnych środków i idąc utartymi ścieżkami.

Boję się, że robiąc to, słowo Afryka staje sie płytkie, kiczowate i jednoznaczne z nazwą sklepów „Afryka” sprzedających rzeźbione drewniane łyżki i malowane farbami maski. Afryka powinna się w nas urodzić jak ta myśl, powinniśmy ją wynosić i wydać na świat w czystej, nieskażonej formie, aby była Afryką…

W marcu wyjeżdżałam z Bamako przez Dakar, Algier, w końcu przez Frankfurt do Polski. O trzeciej w nocy w Dreźnie spotkałam kilku Polaków wracających z Holandii. Bylo zimno a ja siedziałam okryta tuareską chustą, spalona słońcem i niemiłosiernie brudna. Powiedziałam, że wracam z Mali. Nie wiedzieli o czym mówię i zastanawiali sie czy jestem pod wpływem tych samych środków co oni. Ale ja byłam nadal w Afryce.

Z Afryki. Wracam z Afryki – powtórzyłam.

Marta Jackowska

 Dokument bez tytułu