Pomimo kryzysu w Zimbabwe, jak co roku, odbywa się w tym kraju międzynarodowy festiwal filmowy. Co więcej, Zimbabwe International Film Festiwal (ZIFF) obchodzi okrągłą, bo dziesiątą rocznicę swojego istnienia.
Tegoroczną edycję festiwalu otworzył „Labirynt fauna” meksykańskiego reżysera Guillermo del Toro. Jednak obok znanych polskim widzom filmów z Europy i Stanów Zjednoczonych, w Harare będzie można obejrzeć także najciekawsze obrazy, zrealizowane przez afrykańskich twórców.
Filmy z Afryki
Takim filmem jest bez wątpienia „Juju Factory” z Demokratycznej Republiki Konga (DRK) w reżyserii Balufu Bakupa-Kayinda. „Juju Factory” to opowieść o Kongo, mieszkającym w Brukseli, w afrykańskiej dzielnicy Matonge. Pracuje tam nad książką, właśnie o Matonge. Jego wydawca chce, aby napisał coś na wzór powieści podróżniczych, przyprawionych różnymi, często mało prawdziwymi historiami. Kongo nie zgadza się z tymi sugestiami. Postanawia pójść swoją drogą i napisać o ludziach, których spotyka, i ich uwikłaniu w historię DRK.
Nie zabraknie też filmu z Zimbabwe. W ubiegłym roku festiwalowe sale zdobył obraz „Tanyaradzwa”. W tym roku miejscowa kinematografia ma godnego następcę. Film „Bitter Pill”, Bena Mahaka, podnosi kwestie związane z kryzysem, który dotyka Zimbabwe. Jest kroniką losów młodej pary, próbującej odnaleźć się w otaczającej ją rzeczywistości.
Obok „Bitter Pill” pojawi się „The Perfect Match” Charlesa Mawungwa. Ta historia kroczy śladami młodego Takura, uciekającego przed ciemną przeszłością, którą zostawił w Południowej Afryce. Kiedy dociera do Harare, spotyka tam innego „zbiega przed przeszłością”, piękną dziewczynę o imieniu Makanaka.
Wśród filmów fabularnych będą też produkcje z innych krajów. Do takich, oprócz wspomnianej już “Juju Factory” z DRK, należy „Another Man’s Garden” w reżyserii Sol de Carvalho z Mozambiku. Opowiada on o życiu 19-letniej dziewczyny z ubogich przedmieść mozambickiej stolicy, Maputo. Sofia stara się za wszelką cenę skończyć szkołę, ale zaczyna mieć problemy z nauczycielem, który molestuje ją seksualnie. W kraju, gdzie używanie prezerwatyw wciąż jest mało popularne wśród mężczyzn, marzenie Sofii o zdobyciu wykształcenia może przekreślić zakażenie się wirusem HIV.
Tradycyjnie pojawi się też film z Republiki Południowej Afryki. Tym razem będzie to „Bunny Chow” Johna Barkera, relacja z podróży trójki znajomych na największy południowoafrykański festiwal rockowy.
I wreszcie festiwalowa niespodzianka. Film z Sudanu. “Fellow Strangers” Mustafy Ibrahima Mohamada. Rzecz będzie o Sudańczykach, którzy wyjechali z ojczyzny, a kiedy do niej wracają czują się wyobcowani.
Czas na dokument i "obrazki"
ZIFF to także filmy dokumentalne. Tutaj na szczególną uwagę zasługują dwa południowoafrykańskie tytuły. Pierwszy z nich „Taking Back The Waves” opowiada o dwójce surferów z Cape Town. Drugi „Busman’s Secret” o tajemnicach Buszmenów z Kalahari, których wiedzę zgłębia Jan van der Westhuizen.
Zimbabwe pokaże na festiwalu własny film dokumentalny. Jest nim “Absolute Jiti – The Bhundu Boys Story”. Ten film to nic innego jak historia znanego zespołu z Zimbabwe, grającego muzyczny mix muzyki z tego kraju, chimurenga, z muzyką zachodnią. Tragiczny był koniec kariery Bhundu Boys. Wszyscy jego członkowie zmarli na AIDS.
Na festiwalowych salach widzowie obejrzą również nigeryjski film „Green against the Drought” oraz dwie koprodukcje – „Esta A Chegar Cinemarena” (Mozambik/Włochy) i „Shoot Back” (Kenia/Niemcy).
Z kolei w trzeciej kategorii – krótkometrażowe filmy animowane – nie pojawi się żaden obraz z Afryki. Będzie jednak miejsce na film z Polski. O wolności opowiedzą poprzez obraz zatytułowany „1323”, Anouk & Adrien.
Festiwal w Harare trwa. Na przekór panującej w tym kraju sytuacji społecznej i ekonomicznej. Warto pamiętać o tym wydarzeniu filmowym. A jak twierdzą organizatorzy festiwalu, najlepiej tam być.
Asipo Haapo!
(kofi)