Już 28 lutego zaczyna się święto kina afrykańskiego w Burkina Faso. W tym roku Festiwal liczyć będzie już zacne 40 lat i 21 edycji. Wszystko wskazuje na to, że pomimo kryzysu na świecie FESPACO przetrwa nienaruszony, a nawet wzmocniony, bo ilość filmów tegorocznej edycji przekroczyła setkę. Nie ma więc żadnych wątpliwości, że całe Burkina Faso będzie żyć tym Festiwalem.
Konkurs główny: Jakość w tańcu z marnością
Znamy już oficjalną listę filmów pretendujących do głównej nagrody, czyli do Étalon de Yennenga. Cztery lata temu najlepszym filmem wybrano „Drum” w reżyserii Zola Maseko, a w 2007 roku „Ezra” w reżyserii Newton’a I. Aduaki (oba filmy pokazywano rok temu na „AfryKamerze”), ale szczerze mówiąc konkurencja wtedy była nie najsilniejsza. Filmy pretendujące do Étalon de Yennenga zmagają się również o nagrody w takich dziedzinach jak: najlepsze zdjęcia, najlepszy scenariusz, najlepszy aktor czy aktorka. Dodam, że obok głównego konkursu istnieje też pięć innych kategorii – może mniej prestiżowych, ale nie mniej ważnych: filmów TV/wideo, filmów krótkometrażowych, filmów dokumentalnych, seriali oraz konkurs dla najlepszego filmu diaspory afrykańskiej.
Jak jest w tym roku? Wygląda, że w wyniku paru 'chudszych’ lat w kinematografii środka kontynentu konkurs główny zdominowały filmy z RPA i Maghrebu. Aż 10 z 19 obrazów pochodzi stamtąd – wliczając brutalnie łamiący stereotypy „Triomf” Michaela Raeburn’a o zdegenerowanych białych 'śmieciach’ afrykanerskich – obraz ten, o dziwo, widnieje w materiałach Festiwalu jako produkcja z Zimbabwe. Z RPA mamy jeszcze „Jerusalema” w reżyserii Ralpha Zimana (opisywany na afryka.org), „Nothing But The Truth” („Tylko prawda”) w reżyserii Johna Kani – renomowaną i graną nawet na Broadwayu sztukę teatralną przeniesioną na duży ekran; oraz, nieco lżejszą tematycznie, romantyczną komedię „White Wedding” (film premieruje na FESPACO) w reżyserii Jann Turner – znanej dotychczas głównie za imponujące osiągnięcia w telewizji.
Południowa Afryka z de facto 4 obrazami przewodzi w tegorocznym FESPACO. Niewiele gorsze jest Maroko z trzema obrazami: „Samira Fi Dayaa” („Ogród Samira”) w reżyserii Latif Lahlou opowiadający o ślubie między młodą ambitną kobietą, a starym bogatym biznesmenem cierpiącym na impotencję; „Wadaan Oummahat” („Do zobaczenia, matki”) w reżyserii Mohamed Ismail – niestety słaby obraz o zmarnowanym potencjale poruszający kontrowersyjny temat emigracji żydowskiej do Izraela w latach 60-tych; oraz, najciekawsza propozycja, „Whatever Lola Wants” („Wszystko dla Loli”) w reżyserii Nabil Ayoucha (zwycięzca FESPACO z 2001 roku za obraz „Ali Zaoua, książę ulicy”) – opowieść o pracownicy poczty z Nowego Jorku, która wyjeżdża do Egiptu uczyć się tańca brzucha.
Bardzo silnie reprezentuje się w tym roku Algieria, której dwa obrazy są poważnymi pretendentami do nagród: przepiękny „La Maison Jaune” („Żółty domek”) w reżyserii Amora Hakkara (krótko omówiony na Afryka.org) oraz „Mascarades” Lyes Salema, znakomity komediodramat o wyimaginowanym ślubie wiejskiej dziewczyny z zagranicznym bogaczem.
Ponadto, z krajów północy mamy jeszcze mdłą „Shtar M’haba” („Drugą połowę nieba”) z Tunezji w reżyserii Kalthoum Bornaz oraz przesadnie eklektycznego egipskiego „Al Ghaba” („Demony Kairu”) w reżyserii Ahmed Atefa. Niestety oba filmy marnie i niezwykle naiwnie reprezentują swoje kraje, co, zważając, że i Tunezja i Egipt to regionalne mocarstwa filmowe, jest sporym zaskoczeniem. Tym bardziej, iż w ostatnich latach powstawały tam obrazy może nie znakomite, ale jednak znacznie lepsze niż wyżej wymienione.
Dużo mniej wiadomo o reprezentantach ze środka kontynentu. Dwa najgłośniejsze obrazy to „Teza” Haile Gerimy z Etiopii oraz „L’absence” Mama Keity z Gwinei. O pierwszym czytelnikom afryka.org nie trzeba już nic pisać. Warto zatem zwrócić uwagę na odważny film półwietnamczyka Mama Keity o prostytucji w Senegalu, który dosyć zgodnie uznano za jedno z największych odkryć na tegorocznym festiwalu w Rotterdamie. Aktor grający tu główną rolę, William Nadylam, z dużym prawdopodobieństwem zdobędzie nagrodę dla najlepszego aktora.
Tradycyjnie, dobrze reprezentowani są gospodarze. Niestety, często nie ma to wielkiego związku z jakością samych obrazów. W tym roku mamy nominacje dla mającego wysokie notowania w środowisku afrykańskim Boubakar Diallo za film „Couer de lion” („Serce lwa”) oraz dla debiutanta Missa Hebie za „Le Fauteuil” („Fotel”). Niestety poza nazwami niewiele wiadomo o tych produkcjach, bo nie miały żadnej szerszej historii festiwalowej mimo, że oba powstały już około dwa lata temu. Bądźmy jednak dobrej myśli, gdyż, koniec końców, to stąd pochodzi jeden z wielkich kina afrykańskiego, Idrissa Ouedraogo.
Pozostałe filmy pochodzą z Mali, Kamerunu, Konga i Senegalu. Najbardziej intryguje obraz „Les feux du Mansare” Mansour Sora Wade – reżyser ten kilka lat temu zrealizował przepiękny film „Ndeysaan” („Cena przebaczenia” – pokazywany swego czasu na „AfryKamerze”). Do tego mamy jeszcze „Mah Saah-sah” w reżyserii doświadczonego kameruńczyka Daniela Kamwa, malijski „Fantan Fanga” w reżyserii Ladji Diakité i Adama Dramo oraz „Ramata” w reżyserii Kongijczyka Léandre-Alain Baker. W przypadku dorobku ostatniej czwórki twórców muszę przyznać się do totalnej ignorancji. Jednak młodemu Alain-Baker swego czasu wróżono całkiem niezłą karierę we Francji, więc warto się jego obrazowi przyjrzeć. Natomiast Daniel Kamwa kręci filmy już od ponad 40 lat, a jego najbardziej znany obraz „Notre fille” („Nasza córka”) z 1980 roku należy do klasyki kina afrykańskiego.
Kto z tego towarzystwa może zgarnąć główną nagrodę? Pomimo obecności kilku słabszych obrazów konkurencja jest dosyć silna. Do mocnych faworytów należałoby zaliczyć „Teza”, „Jerusalema”, „La Maison Jeune” oraz „Whatever Lola Wants” – przy czym na zdobywcę Étalon de Yennenga wskazywałbym pierwszy obraz. W peletonie po nagrody z pewnością znajdzie się „L’absence” i „Mascarades”. Moim zdaniem, totalnym outsiderem jest znakomity skądinąd „Triomf”, który może być jednak zbyt odważnym wyborem dla jury. Na plus ostatniego filmu liczy się zaklasyfikowanie go do produkcji z Zimbabwe, co 'politycznie’ powinno działać na korzyść.
Cdn.
Przemek Stępień