Mając przed oczyma mapę świata, którą najlepiej zawiesić w widocznym miejscu ulubionego pokoju, z łatwością zobaczymy, że wypełniony kolorami kontur afrykański jest w samym jej środku. To tutaj, w bezpiecznym zakątku na Oceanie Atlantyckim, między Ghaną a Gabonem, przecinają się zerowy równoleżnik z zerowym południkiem.
Pępek świata
Afryka to pępek świata, w którego skręconym kształcie odczytać możemy historię ludzkości, tak jak biolodzy i genetycy potrafią wyłuskać wiedzę o człowieku, analizując poplątane spiralnie DNA. Ale aby odczytać to, co w Afryce zapisano, trzeba uświadomić sobie, że jest to ziemia niezwykła. I należy ją czytać w kawałkach, które złożą się na całość. Dodajmy – ogromną całość, nie do ogarnięcia na raz. To niezwykle ważne, aby pojąć, że Afryk są tysiące.
Niestety, statystyczny Polak (ale i Europejczyk, Amerykanin czy Australijczyk) niewiele wie o Afryce. W jednej z radiowych Trójkowych audycji sprzed lat – z cyklu Klub Ludzi Ciekawych Wszystkiego – Hanna Maria Giza sondowała przechodniów na temat Afryki; okazało się, że istnieje pewien stereotyp myślenia o Czarnym (sic!) Lądzie i czarnej ludności.
Tam
Tam, czyli bardzo daleko toczą się krwawe wojny plemienne, dokonują przewroty i powstają dyktatury, tam panuje głód, szerzą się najstraszliwsze epidemie, ludzie konają z braku wody, tam pustynia, tropiki, nędza, brud, nieróbstwo. Jakby tam było czarną dziurą zasysającą wszelkie stworzenie. A przy tym upał, fatamorgana, oazy, dzikie zwierzęta oraz dwójka zabłąkanych dzieci inżynierów z powieści Sienkiewicza, który piękno Afryki oddał wyśmienicie, natomiast nieco „uszkodził” jej rdzennych mieszkańców. Jednak kilka osób potrafiło z nutą zachwytu i rozmarzenia opowiedzieć o Afryce jak o miejscu wyjątkowym. Tajemniczym. Przebogatym. Cudownym.
Świat traktuje Afrykę jak słabszą, biedniejszą, a przez to oczywiście gorszą siostrę. Lituje się nad nią i nie podejrzewa, że zamiast ubolewania godnej ofiary mogłaby być równorzędną partnerką, mającą wiele do zaoferowania. Ale trudno dostrzec Europejczykowi, temu hominis europaei, wielkiemu, przedsiębiorczemu i ekspansywnemu bratu, potomkowi konkwistadorów, odważnych i mocnych zdobywców, synowi cesarzy, reformatorów i racjonalistów, że Afryka istnieje – po prostu i ma się dobrze.
Zrozumiałe jest, że każdy człowiek odczytuje świat przez pryzmat swojego miejsca – domu, osiedla, miasta, kraju, a nawet kontynentu. Obserwacje czynione daleko, poza, gdzie indziej odnosić się będą do rzeczy znajomych – różniąc się od nich lub je przypominając, a obserwator wartościować je będzie negatywnie lub dodatnio. Zwyczaje plemion afrykańskich – na przykład poligamia czy ekscyzja organów rodnych młodych dziewczyn – są dzikie, pogańskie i niehumanitarne, natomiast uprzemysłowienie i elektryfikacja afrykańskich metropolii są cywilizowane, czyli dobre.
Inny
Tymczasem chodzi o nieznaczne, a prymarne przesunięcie z dobry – zły na inny. Przecież w innych od naszej kulturach rytualne usunięcie łechtaczki dziewczętom jest – tak, tak, o zgrozo, o zgrozo! – zwieńczeniem procesu wychowawczego, na którego straży stała rodzicielska miłość (A. Zajączkowski, Obrazy świata białych, Warszawa 1973, s. 282) i stanowi o ich dojrzałości.
To, co nastręcza najwięcej problemów i sprawia, że europejski brat myśli o Afryce z ironią, niedowierzaniem, politowaniem (czy ze szczerym, głębokim bólem), jest jego historia, tradycja i kultura. Myliłby się ten, kto cechę etnocentryzmu (w przypadku europejskiej braci – europocentryzmu) przypisywałby tylko naszemu kontynentowi. Stereotypowe widzenie obcych charakteryzuje większość społeczności, afrykańska nie jest wyjątkiem. Tam również matki straszą dzieci obcym – złym, okrutnym mzungu (białym), który przyjdzie porwać lub zjeść niegrzeczną pociechę. Podobnie u nas diabeł czarny jest jak smoła, mrok i ciemność wywołują strach, a słowo Murzyn kojarzy się z niewolnikiem, kozłem ofiarnym, służącym, ociężałym umysłowo.
Obok niszczącej siły etnocentryzmu można jednak dostrzec siłę twórczą, występującą przy procesie autoidentyfikacji („kulturowego samookreślenia”). Przecież poznając innych, obcych, dalekich, podglądając ich życie i zwyczaje – człowiek uczy się o samym sobie, wyodrębnia się, konstytuuje. I tylko jego mądrości i wyborowi podlega odrzucenie bądź przyjęcie stereotypu. Cytowany już wcześniej Andrzej Zajączkowski pisze: „To biały zrodził Murzyna – powiedział kiedyś Sartre o afrykańskim prądzie negritude (…). To powiedzenie Sartre’a znaczy po prostu, że Murzyn poczuł się Murzynem, poczuł się kimś odrębnym dopiero po konfrontacji z białym. Nie ma mowy o świadomym samookreśleniu się w kategoriach kulturowych, kulturowych utożsamieniu siebie z pewnym systemem wartości dotąd, dopóki jesteśmy sami swoi”.
Gdzie? W Afryce
Afryka widziana z kosmosu to zielono-sino-żółty dywan o dziwnym kształcie, leżący w sercu dawnego megakontynentu – Pangei. 30 milionów kilometrów kwadratowych dzieli się na trzy części: północny Maghreb, środkową tzw. Czarną Afrykę oraz Południową Republikę Afryki.
Afrykanie porozumiewają się dwoma tysiącami języków w ponad pięćdziesięciu dwóch krajach. Wyznają islam, chrześcijaństwo oraz animistyczne religie rodzime. Suma ludności afrykańskiej to ok. 800 milionów. Połowa musi wyżyć za równowartość niecałego dolara dziennie.
Pomiędzy 1875 a 1912 rokiem Europejczycy podzielili Afrykę między siebie, nie zważając na etniczne, kulturowe i religijne granice. Wcześniej rozpoczęto wywóz setek tysięcy, jeśli nie milionów, Afrykanów do niewolniczej pracy, głównie do obu Ameryk. Afryka oswobodziła się spod kolonialnego jarzma w drugiej połowie XX wieku, wikłając się w początkowo pełne wiary i entuzjazmu, a potem krwawe i okrutnie beznadziejne walki o niepodległość. Rozmnożyły się dyktatury. Na pograniczu Ugandy z Rwandą wylęgło się AIDS, które dziesiątkuje mieszkańców kontynentu (zmarło już 16 milionów, kolejnych 25 jest nosicielami), na malarię umierają następne miliony. Afryka to Trzeci Świat – ostatni, obok Ameryki Łacińskiej i Azji, nierozwinięty, ale z ciągłą nadzieją na rozwój przy pomocy krajów rozwiniętych.
Zatem obraz Afryki, jaki ma Europa, częściowo pokrywa się z prawdą. Czarny Ląd stanowi niewątpliwie dramatyczną scenę naszych czasów: ze względu na biedę, choroby, ciężkie warunki bytowe, a także tragiczną przeszłość. Jednak to zaledwie część prawdy o tym kontynencie. Ponadto – czyż Europa nie przedstawia równie dramatycznego obrazu? Kryzys wartości, postmodernistyczna kultura wyczerpania, chaos, pustka, nuda i jałowość europejskiej egzystencji. Wprawdzie jeść mamy co (ba, jedzenia jest wszędzie aż nadto, problem polega jedynie na braku środków na jego transport w rejony zagrożone głodem), ale za to nie potrafimy żyć prawdziwie. Oddając się pantagruelowskiej konsumpcji, wszechogarniającej manii telewizji i zakupów, tracimy własną tożsamość i gubimy drogi, jakimi dochodzili do siebie nasi przodkowie. Afrykę pochłaniają epidemie oraz głód, a „pierwszy świat”, czyli biały i zamożny, trawi nadmiar. Ot, wieczny brak równowagi tego świata.
Trzeba wyjść poza wielowiekową, wąską perspektywę starego kontynentu, żeby zobaczyć inną Afrykę.
Jaka jest ta Afryka? Jeśli mówi się, że inna niż reszta świata, to prawda, ale każdy kontynent wyróżnia się czymś szczególnym. Jednak Afryka ma w sobie niewyjaśnioną moc przyciągania. Niczym magnes prowokuje tęsknotę i myśli, ciągnące człowieka w jej stronę. Ogromne przestrzenie wabią swoją różnorodnością: pustynia, dżungla, busz, sawanna, dzikie góry, rwące rzeki, wybrzeża oceanów. Od zawsze kusi tajemnicą, obiecuje niespodziewane spotkania, od zawsze pielgrzymują do niej łowcy niezapomnianych wrażeń, próbując odkryć hebanowe piękno na nowo. Przyroda rządzi się tu innymi prawami, które są boskie i stanowią o życiu człowieka. Natura przemawia własnym głosem.
Ten kontynent czaruje – Marlow, bohater słynnej powieści Conrada, jako dziecko uwielbiał przyglądać się mapom i marzyć, że kiedy dorośnie, odwiedzi fascynujące go miejsca. Jego uwagę przykuwała wielka afrykańska rzeka, olbrzymi kartograficzny wąż, który zahipnotyzował chłopca i zawiódł w głąb Afryki. Niestety: Wiem, że dziś kraina ta już nie jest białą plamą: od czasów mojego dzieciństwa naniesiono na jej mapę rzeki, jeziora, nazwy. Straciła całą rozkoszną tajemniczość – nieokreśloną biel, którą malec mógł wypełniać wspaniałą grą wyobraźni. Stała się krainą ciemności – mówi dorosły Marlow, rozgoryczony, mroczny gawędziarz, którego trudno by było przekonać, że na mapie Afryki ciągle jest wiele białych plam, proszących się o wypełnienie. I że Afryka to wielka jasność.
madrugada ew
(fragment „Afryki Kapuścińskiego”, uaktualniony na potrzeby afryka.org)