Nie milkną echa afery adopcyjnej w Czadzie. Na ulicach miasta Abeche, gdzie czadyjskie służby bezpieczeństwa zatrzymały dziewięciu Francuzów i siedmiu Hiszpanów z fundacji Arka Zoe, organizujących nielegalny wywóz dzieci, zaprotestowały kobiety.
Aresztowani Europejczycy zarabiali na adopcjach dzieci z pogranicza Czadu i Sudanu, które sprzedawali belgijskim i francuskim rodzinom. Oficjalnie miały to być sieroty z Dar Furu. Jednak już wstępne dochodzenie wykazało, że wywożone dzieci posiadały rodziny, a fundacja w ogóle tego nie sprawdzała.
Skandal jaki wybuchł wokół handlu adpocjami i Arki Zoe, otworzył debatę dotyczącą działalności organizacji pomocowych w Czadzie. Istniały też obawy, że postawi pod znakiem zapytania przyszłość misji wojskowej, która będzie niedługo wysłana do tego kraju, aby wspomóc misję w Dar Furze.
Obecnie trwa dalsze śledztwo, prowadzone przez czadyjskie władze. Ma wyjaśnić sprawę nielegalnych adopcji. Jeżeli zarzuty się potwierdzą, zatrzymanym Francuzom i Hiszpanom grozi kara do 20 lat pozbawienia wolności.
Wspomniana demonstracja kobiet w Abeche odbyła się na znak sprzeciwu wobec działań takich fundacji jak Arka Zoe. Kilkaset uczestniczek marszu wykrzykiwało antyfrancuskie hasła, a w kierunku zagranicznych dziennikarzy poleciały kamienie.
Jednak nie wpłynie to na oficjalne stosunki Paryża z Ndżameną. Prezydent Czadu, Idriss Deby, stwierdził, że planowana misja pokojowa wojsk Unii Europejskiej (jej głównym inicjatorem była Francja) i działalność innych organizacji humanitarnych w tym kraju nie są zagrożone. Podobnie jak ciepłe dotąd stosunki z Francją, wspierającą Deby'ego.
(lumi)