Tak jak Madagaskar ma swoje lemury, tak Mauritius miał swojego dodo. Miał, bo dodo, w przeciwieństwie do lemurów wyginął wraz z pojawieniem się człowieka na tej niewielkiej wyspie. Jednak do dziś stanowi symbol Mauritiusa.
Dodo był bliskim krewnym gołębi. Jednak bardzo trudno ustalić jego pochodzenie. Do dziś trwa spór o to, w jaki sposób dodo dotarł na wyspę. Teza o tym, że dodo kiedyś latał i tak dostał się na Mauritius upadła. Naukowcy nie posiadali nawet pełnego szkieletu dodo, który został odnaleziony dopiero w 2007 roku.
Dodo miał osiągać wysokość do jednego metra. Ważył około 20 kilogramów. Na początku sądzono, że był dużym, tłustym ptakiem. Okazało się, że wagi nabierał tylko w porze deszczowej, żywiąc się owocami, aby przetrwać suchą część roku.
Dodo mógł żyć spokojnie aż do czasu pojawienia się człowieka na Mauritiusie. Ponieważ wcześniej nie miał kontaktu z ludźmi nie bał się ich, co w połączeniu z jego trybem życiem i niezdolnością do lotu, sprawiło, że stał się łatwym łupem myśliwych. Co więcej Holendrzy, którzy przybyli na wyspę pod koniec XVI wieku, przywieźli ze sobą nowe gatunki zwierząt – koty, psy, szczury i świnie. Te z kolei niszczyły gniazda ptaków dodo.
Jednak człowiek nie polował na dodo na taką skalę, jak dawniej uważano. Dlatego do wyginięcia tych ptaków przyczyniły się przede wszystkim zwierzęta przywiezione przez ludzi. Jedno co możemy stwierdzić z pewnością, to fakt, że dodo wyginął w XVII wieku. Prawdopodobnie stało się to w latach 60-tych siedemnastego stulecia.
Dodo wyginął. Pozostało tylko wspomnienie o nielocie z Mauritiusa, kilka obrazów przedstawiających tego ptaka i… powiedzeń – „Martwy jak dodo”.
(kofi)