Czy drapacze chmur i prosperity zawitają do Mauretanii? Być może tak się stanie po najbliższych wyborach. Odbędą się one jutro, 19 listopada, i są pierwszymi od czasów wojskowego zamachu stanu w 2005 roku.
W kraju, gdzie 40 procent ludzi żyje za mniej niż dolara dziennie, obraz nowoczesnego państwa może wydawać się czymś kompletnie nietrafionym. Jednak coś stało się z Mauretanią, co pozwala podzielać optymizm wielu komentatorów życia politycznego.
Mauretania, jeden z najuboższych krajów świata, była przez 20 lat rządzona twardą ręką przez odsuniętego w bezkrwawym przewrocie prezydenta Maaouiya Ould Sid Ahmed Taya. Wojskowi przejmując zarząd nad państwem obiecali Mauretańczykom, że rząd cywilny zostanie przywrócony. Służyć temu mają zbliżające się właśnie wybory do Zgromadzenia Narodowego, niższej izby parlamentu, oraz późniejsze wybory prezydenckie i do senatu w 2007 roku.
W wyborach startuje 28 politycznych partii. Jedynie organizacje związane z fundamentalistami islamskimi otrzymały zakaz wystawiania swoich kandydatów, który zresztą skutecznie ominęły, bo na listach wyborczych są wpisani jako kandydaci niezależni. Ich popularność jest też największa.
Przewiduje się też, że wyniki wyborów będą zbieżne z podziałem etnicznym Mauretanii. Społeczeństwo jest nadal głęboko podzielone na Maurów, związanych ze światem arabskim i czarne plemiona subsaharyjskie.
Po raz pierwszy w historii Mauretanii conajmniej 20 procent miejsc w wybranych władzach będzie zarezerwowanych dla kobiet. To ogromny krok do przodu w rejonie, gdzie obowiązuje tradycyjny podział społeczeństwa.
To samo społeczeństwo oczekuje, że wybory poprawią warunki życia Mauretańczyków. Pomimo bogatych złóż surowców naturalnych wciąż nie czerpią oni bezpośrednich korzyści z ich wydobycia. Od lutego br. rozpoczęła się eksploatacja bogatych złóż ropy naftowej.
Mauretania już teraz wyróżnia się na tle innych krajów tzw. świata arabskiego. Uznała istnienie Izraela i blisko współpracowała ze Stanami Zjednoczonymi w wojnie przeciwko terrorowi.
Mauretanię czekają zmiany, ale to czy będą one dobre dla jej mieszkańców przekonamy się dopiero po wyborach.
(ps)