Nauka jest uniwersalna. Systemy edukacyjne bywają przystosowane do realiów konkretnego obszaru kulturowego. Chiny, Indie, świat arabski, zachodni-łaciński… Wszędzie dzieci uczą się tych samych przedmiotów w szkole.
Chyba poza Etiopią wszystkie dzieci Afryki uczą się w językach kolonialnych: francuskim, angielskim, portugalskim. Nie chodzi o to, aby każda grupa etniczna miała swoje szkoły. To utopia. Są jednak pewne większe obszary, gdzie dominuje jeden język: suahili, lingala, hausa, malinke… Czy dziecko, które ciągle tłumaczy z własnego języka może napisać wielkie dzieło literackie?
Byłem w podobnej sytuacji dwa razy w życiu. W szkole podstawowej dialekt wolof musiałem „tłumaczyć” na francuski. Póżniej spółkę dialekt i mowę Moliera starałem się przełożyć na język Mieszka.
Czy wypożyczenie (kalkowanie) systemu edukacyjnego, mianowicie języków pomoże Afryce w rozwoju? Czy gdyby afrykańskie literatury rodziły się w ojczystych językach, mielibyśmy więcej Noblistów? Kto wie?
Niedawno zakończyła się w Bamako (Mali) regionalna konferencja na temat alfabetyzacji. Antropolog Pascal Bouba Couloubaly uważa, że zapożyczenie języka oznacza pożyczanie kultury w szerszym znaczeniu. Każdy język nie tylko buduje (zastaje) świat, ale daje nam możliwość zrozumienia go. Języki bywają pretensjonalne. Łacina kiedyś (dziś także) i arabski (nadal) wmawiają, że są językami Boga. Przewaga polityczna jakiejś wioski, państwa, obszaru cywilizacyjnego nie ma tu nic do rzeczy.
Najdoskonalej mówimy o świecie we własnym języku. Każdy to wie. Analfabeta czy nie. Tłumaczenie daje możliwości, ale słowa mają jedynie dalekie odpowiedniki kulturowe. Bouba Couloubaly dodaje, że szybkość pisania, czytania, rachowania różni się, w zależności od języków w których człowiek się uczy. Proces nauczania trwa od 54 dni w języku ojczystym do 1400 w zapożyczonych (obowiązujących w Afryce) od zachodu programach szkolnych. 4 lata zamiast 54 dni!
Mimo tak skandalicznego marnotrawstwa, idziemy równym krokiem ku przepaści od pół wieku. Od czasu do czasu pojawiają się izolowane próby reform, ale istota problemu pozostaje. W Wietnamie, który walczył o niepodległość z Francją na sześć lat przed krajami afrykańskimi, mieszkańcy poniżej 40 roku życia nie pamiętają dziś języka francuskiego. Dopiero powrót do ojczystej mowy gwarantuje pełną niepodległość. Polacy z czasów zaborów na pewno o tym wiedzą.
Status „urzędowego języka” jakie mają francuski, angielski, portugalski jest fatalnym poddaniem się kontynentu. Cheikh Anta Diop już w 1954 roku mówił o konieczności powrotu do języków narodowych. Wtórował mu Leopold Senghor na konferencji w Dakarze, gdzie podkreślał jałowe próby przystosowania nauki i technologii w językach kolonizatorów prez Afrykańczyków.
Niestety po uzyskaniu niepodległości (lata 60-te), politycy posłużyli się liczbą języków i grup etnicznych, jako argumentem na rzecz adopcji języków urzędowych. Łatwe, ale nieprzyjemne rozwiązanie, które nie pozwala do dziś w pełni wykorzystywać zdolności wszystkich dzieci kontynentu.
Nie radzisz sobie z francuskim (angielskim, portugalskim)? Nie nadajesz się. Ilu moich kolegów z osiedla kończyło przygodę ze szkołą po kilku klasach podstawówki… To dopiero strata!
Mamadou