Na stolicę Czadu, Ndżamenę ruszył konwój 300 pojazdów, wypełnionych rebeliantami. To kolejna próba odsunięcia od władzy obecnego prezydenta tego kraju, Idrissa Deby'ego.
Rebeliantów mają zatrzymać wojska rządowe, które zostały właśnie wysłane w ich kierunku. Siły antyprezydenckie znajdowały się w nocy z czwartku na piątek w odległości 200 kilometrów od czadyjskiej stolicy. Na razie nie natrafiły na żaden opór.
Natomiast na ulicach stolicy pojawiły się patrole wojska, a dzieci zostały odesłane ze szkół do domów. To nie pierwszy taki atak na Ndjamenę. Jednak za każdym razem Deby, z pomocą Francuzów, odpierał rebeliantów.
Tymczasem do wschodniego Czadu mają trafić niedługo europejscy żołnierze, w tym 400-osobowy kontyngent z Polski. Koalicja ugrupowań czadyjskich rebeliantów sprzeciwia się ich rozmieszczeniu widząc w nich sojuszników prezydenta Deby'ego. Uważają, że siły pokojowe, w których wiodącą rolę odegra Francja, wspierająca obecny reżim w Czadzie, nie zachowają się neutralnie i będą zwalczać rebelianckie oddziały.
Konflikt we wschodnim Czadzie jest ściśle powiązany z kryzysem w Dar Furze. Czad ma wspierać rebeliantów w Sudanie, z kolei Sudan sprzyja rebeliantów, którzy obecnie kierują się na Ndjamenę. Przynajmniej tego zdania są przywódcy obu krajów. Sytuację komplikuje fakt, że w rejonie walk, na wschodzie Czadu, przebywają tysiące czadyjskich i dafurskich uchodźców.
(ostro)