Rebelianci, którzy kilka dni wcześniej rozpoczęli swój rajd w celu zdobycia stolicy Czadu, Ndjameny, są już na ulicach tego miasta. Prezydent Idriss Deby zamknął się w prezydenckim pałacu. Jeżeli zostanie obalony, pod znakiem zapytania stanie przyszłość misji pokojowej wojsk Unii Europejskiej, w której udział mieli wziąć także Polacy.
Czadyjski minister spraw zagranicznych próbuje uspokoić sytuację i twierdzi, że Deby nadal kontroluje sytuację w stolicy. Jednak naoczni świadkowie mówią o rebeliantach, którzy wkroczyli do miasta od południa i wschodu.
Siły koalicji ugrupowań rebelianckich wyruszyły ze wschodniego Czadu, w kolumnie 300 pojazdów. Dotychczas ich próby opanowania stolicy kończyły się niepowodzeniem. Tym razem ma być inaczej i dziś są już w pobliżu pałacu Deby'ego.
Rebelianci ze wschodniego Czadu domagali się rezygnacji Deby'ego i przekazania im władzy. Sam Deby trwał u sterów władzy dzięki wsparciu Francji. A to właśnie Paryż miał stanąć na czele misji pokojowej, która miała przyjechać do wschodniego Czadu, aby wesprzeć kontyngent błękitnych hełmów w Dar Furze. Tego nie chcieli rebelianci, najprawdopodobniej wspierani prze Sudan, oskarżany przez Deby'ego o pomoc buntownikom.
Jeżeli Deby zostanie pokonany, przyszłość misji żołnierzy z krajów UE stanie pod znakiem zapytania. Nie wiemy też jaki będzie los tysięcy uchodźców, którzy przebywają we wschodnim Czadzie i jaki to będzie miało wpływ na sytuację w Dar Furze.
Póki co istnieje duża szansa, że to koniec 17-letnich rządów obecnego prezydenta. A wraz z tym końcem Francuzi mogą stracić afrykańskiego sojusznika.
(ostro)