Prezydent Czadu, Idriss Deby, wziął udział w konferencji prasowej po raz pierwszy od czasu ofensywy rebeliantów na Ndjamenę. Potwierdził na niej, że kontroluje stolicę jak i resztę kraju.
Do ataku rebeliantów doszło w weekend. Zajęli oni stolicę Czadu, okrążając Deby'ego w pałacu prezydenckim. W poniedziałek odstąpili od oblężenia, opuszczając Ndjamenę. Miało to związek z presją Rady Bezpieczeństwa ONZ, która potępiła rebeliantów i dała zielone światło Francji, aby jej żołnierze obronili czadyjskiego prezydenta.
Na środowej konferencji prasowej Deby powiedział, że całkowicie kontroluje sytuację tak w stolicy jak i poza nią. Zdementował też informacje o bezpośrednim zaanagażowaniu militarnym Francuzów w walkę z jego przeciwnikami.
Według Deby'ego w rebelianckiej ofensywie wzięli udział najemnicy opłacani przez Sudan, któremu zależy na destabilizacji sytuacji w Czadzie. Chartum boi się misji pokojowej Unii Europejskiej, której żołnierze mają zostać rozlokowani wzdłuż sudańskiej granicy. W opinii czadyjskiego prezydenta jego sudański "kolega" po fachu powinien zająć się rozwiązaniem konfliktu w Dar Furze, a nie wysyłaniem uzbrojonych oddziałów na terytorium Czadu.
Znamy też bilans ofiar ostatniej ofensywy rebeliantów. Zginęło w niej co najmniej 100 cywilów a 700 trafiło do szpitala.
(lumi)