Rzeszowski dodatek Gazety Wyborczej donosi o konflikcie jaki powstał wokół Dni Kultury Afrykańskiej w Rzeszowie. Okazało się, że mieszkańcom domów położonych w okolicy lokalnej restauracji przeszkadzał hałas. I właściwie nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie jeden z argumentów jakim posługują się strony tego sporu.
Otóż Szef Rady Osiedla „Śródmieście-Południe” Jacek Samborski miał powiedzieć – „Podczas tych Dni Kultury Afrykańskiej Murzyni grali na bębnach. Policja była wzywana, bo zakłócali ciszę nocną.” Po drugiej stronie barykady stanęli właściciele lokalu, którzy bronią pomysłu organizacji imprez kulturalnych w swoich progach. Czy w ten sposób po raz kolejny Polacy wykazali się brakiem umiejętności do prowadzenia dialogu?
Afrykańczycy, którzy grali podczas tego feralnego wieczoru przyjechali do Rzeszowa na studia. I od razu stali się kozłem ofiarnym. A Polacy? Tak mieszkańcy jak i właściciele, zamiast szukać rozwiązania tego konfliktu, który sami rozpoczęli, jeszcze bardziej go rozniecają. Dlatego tym pierwszym życzę więcej zrozumienia i nie zrzucania winy na "Murzynów", jak to określa Afrykańczyków szef osiedla, Samborski, a tym drugim organizacji kolejnych ciekawych inicjatyw kulturalnych, ale z poszanowaniem przyjętych w kraju nad Wisłą zasad współżycia.
W końcu i tak ktoś będzie musiał wygrać. Mieszkańcy, którzy nie lubią „Murzynów” albo restauracja, która zorganizowała głośną imprezę. Obawiam się, że ucierpią na tym tylko Afrykańczycy, którzy grali na bębnach. A to przecież Rzeszowianie nie potrafią się z sobą dogadać.
(ps)