W ubiegłym tygodniu, w na ogół spokojnej Burkina Faso, doszło do zamieszek. W środę władze tego kraju ogłosiły, że do aresztu trafiło 200 osób, w tym 15 kobiet i dzieci. Niepokoje społeczne miały miejsce w trzech głównych miastach Burkiny, w tym w jej ekonomicznej stolicy, Bobo-Dioulasso.
Przyczyną zamieszek były rosnące koszty życia i coraz wyższe podatki. Ceny podstawowych produktów wzrosły ostatnio od 10 do 65 procent. Wzbudziło to oburzenie mieszkańców Burkiny Faso, którzy postanowili wyjść na ulicę.
Ubiegłotygodniowe protesty ominęły oficjalną stolicę kraju, Ouagadougou. Jednak najbardziej dotknęły centrum burkińskiej gospodarki jakim jest Bobo-Dioulasso. Protestanci zaatakowali biura administracji rządowej, sklepy i stacje benzynowe. Zamieszkom towarzyszyły grabieże.
Kiedy w czwartek do Bobo-Dioulasso przyjechała delegacja rządowa, aby sprawdzić sytuację po środowych manifestacjach, została obrzucona kamieniami przez mieszkańców miasta. Dewastacji uległ też miejski ratusz, w którym zniszczono prawie wszystkie dokumenty, łącznie z metrykami urodzenia.
Po dwóch dniach w areszcie znalazło się około 200 osób. 155 z nich zostanie postawionych przed sądem. Zamieszki dotknęły także miasta Ouhigouya (trzecie co do wielkości miasto Burkiny) i Banfora.
Władze Burkiny winią za niepokoje przede wszystkim fakt wzrostu cen paliwa. Zapowiedziały też obniżenie podatków i wprowadzenie kontroli cen.
Podwyżka cen, szczególnie żywości, nie dotyczy tylko Burkiny. Podobnie jest w Senegalu (tam także doszło do protestów) i w Mauretanii.
(ostro)