Cidade Velha, pierwsza stolica, pokusa dla piratów

afryka.org Czytelnia Poznaj Afrykę! Cidade Velha, pierwsza stolica, pokusa dla piratów

Jeśli ktoś sądzi, ze Portugalczycy skolonizowali Cabo Verde to się myli! Nie można skolonizować wysp bezludnych, a takie były Wyspy Zielonego Przylądka, gdy portugalscy żeglarze wysiedli z łodzi na stały ląd. Były bezludne i nienazwane. Portugalczycy wkrótce nadaja im nazwę, choć nie popisują się specjalną inwencją biorąc nazwę od odkrytego wcześniej Zielonego Przylądka, a następnie , zwyczajem wszystkich odkrywców, biorą w posiadanie i, nie bez trudu, zasiedlają.

Wyspy Zielonego Przylądka Azorami nie były, ale miały walory, które portugalskiej koronie od początku wydały się bardzo użyteczne. Przede wszystkim strategiczne położenie wysp, na skrzyżowaniu szlaków handlowych Europy, Afryki i Ameryki. Świetny punkt odniesienia dla ekspansji ekonomicznej i handlowej korony. Dla wszystkich statków doskonałe miejsce do odnowienia zapasów wody i żywności przed długą podróżą przez Atlantyk czy powrotem do Europy. Kozy dostarczały mięsa, a plantacje owoców: pomarańczy, granatów czy cytryn, bogatych w witaminę C, dobrą ochronę przed szkorbutem.

Na Santiago i Fogo wyrastają nowe plantacje, rozwija się handel drewnem i trzciną cukrową, w błyskawicznym tempie rośnie popyt na tutejszą bawełnę. Na Maio i Boavista rozpoczyna się eksploatacja soli, odkrywane są i zasiedlanie kolejne wyspy archipelagu. Do tego wszystkiego niezbędna jest siła robocza, zwłaszcza ludzie zdolni do ciężkiej pracy w tropikalnym klimacie. Ani jeden przywieziony na Wyspy Afrykańczyk, głównie z Senegalu i Gwinei, nie postawi tu swojej stopy jako człowiek wolny.

Cabo Verde zaczyna zapisywać swą własną kartę w wielowiekowej tragicznej afrykańskiej odysei. Dla handlarzy „czarnym hebanem” Santiago staje się powoli jednym z najlepiej prosperujących „magazynów”. To stąd wypełnione niewolnikami statki wypływają do Brazylii i na Karaiby. Tu dokonuja transakcji handlarze żywym towarem.

Santiago czy raczej, jak pisano wówczas, São Tiago. Największa wyspa archipelagu, 991 km², 80 kilometrów z północy na południe, 29 ze wschodu na zachód, ma właściwie wszystko, czego innym wyspom po trosze brak: ładne plaże, w tym Tarrafal, najpiękniejszą ponoć plażę archipelagu, górskie masywy z najwyższym szczytem Pico d’Antonia, wznoszącym się na wysokość 1392 metrów i nie tak mało, jak na Cabo Verde, zielonych dolin.

Na Santiago wszystko zaczyna się w dniu, w którym dwa lata po odkryciu wysp Sotavento, czyli w 1462, oficjalnie uznany za odkrywcę Alberto da Noli sprowadza się tu wraz z całą swoją rodziną. On i jego bratanek wraz z kolonami z portugalskiej prowincji Algarve zakładają Ribeira Grande, dzisiejsze Cidade Veilha, podczas gdy północną część wyspy próbuje zająć odkrywca Madery, Diogo Alonso.

By przyspieszyć zasiedlanie wyspy w 1466 roku mieszkańcy Santiago otrzymują od króla specjalne handlowe przywileje, w tym prawo handlu z wybrzeżem gwinejskim. To prawdziwe zielone światło dla kupców, żądnej wzbogacenia się szlachty, rzemieślników, ale także dla wszelkiej maści awanturników i rabusiów. Do kiesy portugalskiej korony wpadają także pieniądze z opłat należnych za „zaopatrywanie się” w niewolników. Duże pieniądze! Handel tym towarem prosperuje w najlepsze!

Lata 1582- 1585, mimo trudności związanych z niesprzyjającym klimatem i częstymi napadami piratów, to prawdziwie złote lata dla Ribeira Grande. Wody dostatek, dość płodna ziemia, dobre warunki dla wpływających statków, którym niegroźne tu były północno-wschodnie wiatry. W 1533 roku Ribeira Grande podniesiona jest do rangi miasta i biskupstwa, które rozciąga swą jurysdykcję aż na wybrzeże Afryki. Z jeszcze wcześniejszego okresu, bo z 1495 roku pochodzi pierwsza w Afryce katedra, Nossa Senhora do Rosaria.

Tylko ci piraci! No właśnie. Diogo Alonso uparcie próbuje zbudować, na północy wyspy, Alcatraz. Skutecznie utrudniają mu to regularne napady piratów. W 1585 roku Ribeira Grande zostaje splądrowana przez Antonio, a dwa lata później przeżywa prawdziwy najazd słynnego Francisa Drake’a z tysiącem zbrojonych. Pirackie napady powtarzają się aż do 1712 roku.

Francuski korsarz Jacques Cassard przypływa na São Tiago na czele dziesięciu okrętów i historia się powtarza. Jednak tym razem ludność nie wytrzymuje i sukcesywnie opuszcza miasto dla istniejącej już i coraz lepiej prosperującej, Prai, dzisiejszej stolicy Cabo Verde. Ribeira Grande popada w ruinę.

Dziś, na znak dawnych czasów, nosi nazwę Cidade Veilha (dawne, stare miasto). W jego centrum można zobaczyć słynny pilourinho, kolumnę pochodzącą najprawdopodobniej z 1515 roku. To do niej przywiązywano schwytanych, zbiegłych niewolników. Według innej wersji tu wystawiano ich na sprzedaż. Ale to już inna historia. Podobnie jak niezmiennie związane z wyspą tabanka i batuco. I dzieje São Felipe, królewskiej fortecy.

Jedno jest pewne. To tu, na tej wyspie zaczęło się to, co Francuzi zgrabnie nazywają metissage, mieszaniem się ras, w tym przypadku krwi afrykańskiej i portugalskiej. I choć szło w parze z pogardą, nienazwanym jeszcze wówczas rasizmemem, niefrasobliwością ekonomiczną i ambicjami budowania zamorskiego imperium było początkiem dziejów narodu kabowerdyjskiego. Właśnie tu, na wyspie Santiago. Najbardziej afrykańskiej z całego Cabo Verde.

Elżbieta Sieradzińska

 Dokument bez tytułu