afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Chege z Kinszasy (3)

Jonathan jest spokojnym i nieśmiałym chłopcem, pomimo tak długiego przebywania na ulicach Kinszasy. Rozmowa ze mną o tym, co go spotkało i jak wygląda obecnie jego życie, sprawiała mu wiele bólu i zajęło mu sporo czasu zanim otworzył się również przed opiekunami. Z kolei Frank, pomimo bardzo trudnych warunków, w których żyje, jest bardzo żywiołowym dzieciakiem, o pozytywnym i optymistycznym nastawieniu do życia i otoczenia. W ośrodku bardzo szybko opowiedział swoją historię.

Rozmowy z nowym dzieckiem w ośrodku z reguły zaczynają się od najprostszych pytań, dotyczących jego codziennego życia w celu zdobycia jego zaufania: o to, jak spędził noc, czy coś jadł i czy ktoś mu groził. Następnie opiekunowie dążą do wydobycia informacji o rodzinie i o tym, dlaczego chłopiec mieszka na ulicy. Kolejnym etapem jest wizyta u rodziny, podczas której opiekunowie starają się ją poznać, zrozumieć przyczyny wyrzucenia dziecka, zmniejszyć napięcie pomiędzy nimi i zlikwidować jej negatywne nastawienie do chłopca. Jako że w większości przypadków dzieci są wyrzucane, gdyż zostały uznane za czarnoksiężników, opiekunowie starają się dotrzeć do źródła sytuacji. Bardzo często są to przyczyny medycznie lub społecznie wyjaśnialne i zdarzają się najczęściej, gdy dziecko jest zmuszone do zamieszkania z dalszą rodziną matki bądź ojca. Przyczyną uznania chłopca za czarownika jest z reguły jego dziwne zachowanie – nadpobudliwość, agresja, siusianie do łóżka, kłótnie z nowym rodzeństwem, lunatykowanie. Opiekunowie starają się wyjaśnić rodzinie prawdziwe powody tych zjawisk, dla których dziecko mogło mieć problemy z przystosowaniem się do nowych okoliczności. Czasem dziecko mogło zostać uznane za winne śmierci rodziców i wówczas pracownicy ośrodka próbują odkryć prawdziwe przyczyny śmierci i przekonać do nich rodzinę. Jest to bardzo trudne, gdyż fenomen czarnoksięstwa jest głęboko zakorzeniony w lokalnej tradycji i opiekunowie nie mogą jawnie i otwarcie go krytykować. Zarówno Jonathan jak i Frank zostali wyrzuceni z domu, gdyż oskarżono ich o stosowanie czarnej magii.

Rodzice Jonathana rozwiedli się, kiedy był mały i wówczas zamieszkał z mamą u wujka, którego rodzina ich nie zaakceptowała. Jego matka cały czas żyła w konflikcie z żoną wujka, która z kolei oskarżała Jonathana o bycie czarownikiem, twierdząc, że w nocy fruwa on po mieszkaniu. Ostatecznie mama chłopca wyprowadziła się, a on sam pewnego dnia po powrocie ze szkoły nie został wpuszczony do domu. Tak właśnie trafił na ulicę. Aby przeżyć, kradł ze straganów, czasami zarabiał parę franków, przenosząc towary. Wiele razy był bity lub odprowadzany na policję przez sprzedawców, którzy go złapali na kradzieży. Bito go również na policji lub okradano z ostatnich pieniędzy czy drobiazgów, jeśli takie posiadał. Biły go również starsze dzieci na ulicy, jeśli odmawiał wykonywania drobnych przysług. Spał zawsze w gromadce chłopców, przykrywając się kartonami ze straganów. Od innych dowiedział się o Ndako Ya Biso i zaczął tam regularnie bywać. Opiekunowie starali się porozumieć z rodziną wujka, ale nie chciano z nimi rozmawiać ani podać adresu zamieszkania matki Jonathana. Rozpoczęto poszukiwania ojca, którego Jonathan nie widział od wielu lat. Gdy poszli do dzielnicy, w której kiedyś mieszkał ojciec chłopca, został on rozpoznany przez nową żonę swojego taty, która była do niego przyjaźnie nastawiona i przekazała ojcu informację o pobycie Jonathana w ośrodku. Ojciec najpierw zadzwonił, a potem przyszedł osobiście zobaczyć się z synem. Podczas tego wzruszającego spotkania, zarówno Jonathan jak i jego ojciec długo rozmawiali i płakali.

Z kolei rodzice Franka zmarli, gdy był bardzo mały. Po ich śmierci wraz z starszym bratem i siostrą wyruszyli z miejscowości Lubumbashi znajdującej się na samym południu kraju w prowincji Katanga, do wielkiej Kinszasy. W stolicy zamieszkali z wujkiem ze strony matki. Niestety, dzieci wujka ich nie zaakceptowały i rozpoczęły się ciągłe kłótnie pomiędzy nimi. Żona wujka uznała całą trójkę za czarowników i atmosfera w domu stała się nie do zniesienia. Trafili więc na ulicę. Od paru lat Frank nie ma żadnego kontaktu ani z bratem, ani z siostrą. Żyje z dnia na dzień. Aby przeżyć, kradnie węgiel, który potem sprzedaje, zarabia także przenosząc towary. W nocy zawsze jest w grupie kilku chłopców, śpiących razem na kartonach dla ochrony przed zimnem i przed atakami starszych kolegów i policji. Często jest zmuszany do palenia marihuany, choć czasami sam na to się decyduje, gdyż pozwala mu to chwilowo zapomnieć. W Ndako Ya Biso powoli zaczyna wracać do normalności. Jest w piątej klasie szkoły podstawowej i w przyszłości pragnie zostać mechanikiem samochodowym. Frank szybko odnalazł dla siebie miejsce w ośrodku, gdyż jest wyjątkowo otwartym i wesołym dzieckiem. Szybko odnaleziono jego rodzinę, z którym opiekunowie podjęli negocjacje w celu przywrócenia go do domu.

Po kilku tygodniach, a czasem nawet miesiącach wizyt opiekunów z ośrodka w domu dziecka i nawiązaniu dobrego kontaktu z rodziną, przechodzi się do następnego etapu, jakim jest przekonanie jej do ponownego przyjęcia dziecka. Negocjując warunki przyjęcia chłopca do rodziny opiekunowie oferują pomoc w postaci, na przykład, opłaty za szkołę. Taki argument jest bardzo mile widziany, gdyż rodziny są z reguły skrajnie biedne i będą w tym postrzegały jakąś szansę na poprawienie własnego losu, a nie tylko obciążenie budżetu domowego. Zdarza się jednak, że nawet po długich negocjacjach rodzina nadal nie chce przyjąć dziecka i wtedy, w zależności od wieku chłopca, albo odsyła się go do ośrodka zamkniętego, (jeśli jest młodszy) lub stara się go przygotować do samodzielnego życia, opłacając mu szkołę lub dofinansowując mieszkanie. Od czasu do czasu zdarza się, że obcy ludzie przyjmują dziecko do siebie.

W przypadku Jonathana, tata i jego nowa żona zdecydowali się chłopca przyjąć do swojego domu. Ponieważ ojciec i jego nowa rodzina, składająca się z piątki dzieci, zamieszkuje w jednym, malutkim pomieszczeniu – 6 metrów kwadratowych – Ndako Ya Biso stara się udzielić pomocy w znalezieniu nowego mieszkania dla całej rodziny. Dla Franka sytuacja jest znacznie trudniejsza. Opiekunowie szybko odnaleźli jego wujka, który zdecydował się przyjąć go z powrotem. Niestety Frank przy pierwszej okazji ukradł różne drobiazgi dzieciom wujka i ponowie został wyrzucony. Najważniejsze zadanie stojące przed ośrodkiem obecnie to przekonać wujka i jego rodzinę, że Frank to dobry chłopiec, a kradzież, którą popełnił i jego czasami agresywne zachowanie, to odpowiedź na warunki i sytuację, w której żyje. Trzeba także „ucywilizować” Franka i pokazać mu, że nie wszystko zdobywa się agresją i złodziejstwem.

Jonathan i Frank są tylko dwójką chłopców z paru tysięcy dzieci, które mieszkają na ulicach Kinszasy. Mają to szczęście, że udało się im znaleźć jakąś pomoc. Niestety są oni nadal wyjątkami. Te małe dzieci ulicy walczą codziennie o przetrwanie, są same i zdane tylko na siebie, stykając się z najgorszymi aspektami życia: z przemocą, wyzyskiem, istnieniem na marginesie społeczeństwa. Te małe dzieci, czasami nawet kilkuletnie, kiedyś dorosną i od nich będzie zależeć przyszłość tego wciąż wewnętrznie skłóconego ogromnego kraju w samych centrum afrykańskiego kontynentu. To te dzieci zdecydują czy sięgnąć po broń, czy żyć w pokoju. Obecnie mają niewielkie szanse na nauczenie się innego sposobu na radzenie sobie z trudnościami niż przemoc. Nietrudno sobie zdać sprawę, że jeszcze wiele wysiłku trzeba włożyć w odbudowę Konga, ale tym dzieciom potrzeba niewiele: rodziny, domu i odrobiny miłości. Miejmy nadzieję, że przyszłość będzie dla nich bardziej łaskawa.

Dorota Pańczyk

 Dokument bez tytułu