Emma Tuahepa była pierwszą Namibijką, która publicznie przyznała, że jest nosicielką HIV. W 2003 roku planowała ślub ze swoim zdrowym chłopakiem, z którym chciała mieć dziecko – na drodze zabiegu sztucznego zapłodnienia, który mogła wykonać w sąsiednim RPA.
Kiedy przyszli teściowie nie zgodzili się na ślub z powodu jej choroby, mimo przeciwności i tak postanowiła zostać matką – ze ślubem czy bez.
„Chciałam wyjść za mąż i mieć dziecko, ale niestety nie wyszło, bo moi teściowie nie chcieli mieć w rodzinie synowej, która jest chora i nie będzie mogła urodzić i wychować zdrowych dzieci. Oczywiście, zajście w ciążę oznaczało dla nich, że ich syn może być w niebezpieczeństwie, że go zarażę. Planowaliśmy co prawda sztuczne zapłodnienie, ale to chyba nie docierało do moich niedoszłych teściów.
Zainwestowałam w ten związek 7 lat życia i nie chciałam już więcej próbować z innym mężczyzną. Wpadłam w depresję. Po raz pierwszy od czasu diagnozy naprawdę poczułam, że jestem chora i napiętnowana. W końcu zdecydowałam, że mimo wszystko chcę zostać matką. To była przemyślana decyzja, tym bardziej, że nie chciałam narazić mojego przyszłego dziecka na zarażenie. Wzięłam bezpłatny urlop i pojechałam do RPA. Tam urodziłam swoją córeczkę i po roku wróciłam do pracy w Namibii.
W sumie nie było i nadal nie jest mi łatwo – wyobraźcie sobie, pierwsza ciąża, a ja musiałam być z dala od rodzinnych stron, przyjaciół i bliskich. Do tego stopnia bałam się napiętnowania. Poza tym nie chciałam, żeby moja nowonarodzona córka została sfotografowana i opisana przez lokalne gazety następnego dnia po swoich narodzinach. To, że sama zdecydowałam się ujawnić, że jestem nosicielką, to jest moja sprawa, Nie chcę, żeby moja córka rosła w cieniu tej decyzji. Oczywiście, jeśli kiedyś w przyszłości sama zdecyduje, że chce się zaangażować w walkę z HIV, to nie będę jej zniechęcać.
Urodziny mojej córki to jakby powtórne narodziny również dla mnie. Wierzę, że mam ją dlatego, że to Bóg mnie wybrał i postanowił obdarzyć tym wielkim szczęściem.”
maru, IRIN