Bieda, arogancja i egoizm władzy oraz niewystarczający rozwój ekonomiczny leżą u podstaw kryzysu politycznego panującego w Burundi.
“Cała sprawa jest śmiesznie prosta: zbyt dużo ludzi, zbyt mało ziemi, zacofana gospodarka i brak perspektyw na wzrost ekonomiczny” – wyjaśnia przyczyny kryzysu Gerard Prunier, historyk specjalizujący się w sprawach wschodniej i centralnej Afryki, autor uznanego opracowania na temat ludobójstwa w Rwandzie w 1994 roku.
„To przykre, ale przypadku takich krajów Rwanda czy Burundi, czystki etniczne spełniają rolę regulatora ekonomicznego” – twierdzi Prunier.
W Burundi, dwa zwalczające się ludy – Hutu (stanowiący większość) i Tutsi (mniejszość) toczyły dewastującą kraj walkę w latach 90-tych. Obecnie, pomimo, że konflikt jest oficjalnie zakończony, w kraju cały czas działają grupy rebeliantów, a sytuacja polityczna jest daleka od stabilizacji. „Konflikt między Tutsi i Hutu stanowi tylko powierzchnię. Prawdziwym problemem tego kraju jest bieda, a walka toczy się o władzę, bo poza władzą w Burundi nie można zarobić na niczym. Jeśli nie masz władzy, nie masz co jeść” – dodaje Prunier.
Dlatego obecny rząd, nie licząc się z niczym skupia się na wygraniu wyborów w 2010 roku. Opozycja nie ma praktycznie racji bytu, a jakakolwiek próba dialogu z władzą jest sprowadzana do problemu przynależności do jednej z grup etnicznych.
maru, IRIN