Burning Spear – spotkanie z żywą legendą

afryka.org Kultura Muzyka Burning Spear – spotkanie z żywą legendą

Winstona Rodney’a widziałem na stadionie w Dakarze. Było to dawno temu, tuż po wydaniu najlepszej chyba jego płyty: „Hail.H.I.M.” z historycznymi i uduchowionymi utworami jak „Columbus”, „Follow Marcus Garvey” czy „African Postman”.

Wcześniej pół Senegalu oglądało w kinie muzyczny film „Reggae Sunsplash 79” z mitycznymi koncertami Marley’a, Tosha, Third World oraz Speara. W pamięci utkwił wszystkim obraz z odwracającymi się twarzami i pytającym refrenem w tle: Do you remember the days of slavery, do you? 

Kiedy dowiedziałem się, że Burning Spear (Płonąca Włócznia), mega gwiazda roots reggae, zagra w Gdynii, na Festiwalu Kultur Świata – Globaltica, czułem radość i wzruszenie. Spear nie jest tylko wielką gwiadą. Jest uduchowioną postacią. Jedyny artysta, który na każdej płycie wraca pieśniami do kultu legendy całych Karaibów i filozofii rasta: Marcusa Garvey’a.

Gdy czekaliśmy w parku Kolibki na Speara i jego zespół, zastanawiałem sie, czy zaśpiewa słynny „Days of Slavery”. Jaki będzie jego odbiór? Czy ten temat jest bliski Polakom? W Dakarze, Luandzie czy Zanzibarze, każdy wie co wielki Burning ma na myśli. W wielu miejscach starego afrykańskiego kontynentu, pomniki handlu niewolnikami nadal stoją. Duchy okrutnej łapanki do dziś krążą nad brzegami Atlantyku.

Najpierw… 

W kameralnym parku zabrzmiała kora gwinejskiej kapeli Ba Cissoko. Publiczność przy akustycznym graniu kołysała się wraz z drzewami. Kalabasz (tykwa) odpowiadał z głębi sceny, niczym pełny zestaw perkusyjny. Chwilami czułem bliskość Afryki…

Potem…

No i pojawił się. Majestatyczny. Od pierwszych dźwięków przypomniały mi się charakterystyczne zawołania, błaganie, duchowe odwołania do kultu rasta. To wszystko tworzy niesamowity klimat obrzędowości pod gołym niebem. Na scenie, kiedy chowa mikrofon do kieszeni, od razu rozpoczyna taniec, lekki jak młodzieniec (urodził się w 1948 roku). Chwilami grywał długie sola na kongach, podczas dubu. Po prawej stronie gitarzysta nieustannie prowokował publiczność do współnej zabawy.

Spear! Jego wymiar przekracza samą muzykę. Gdy stanął na środku sceny, uniósł ręce ku górze, niczym starotestamentowy Prorok i zapytał: Do you want more? Publiczność szalała. Rozbujała się. Średnie tempa, pełne wybracji. To właśnie ten magiczny styl, od początku kariery (koniec lat 60-tych) mocno osadzony w roots reggae.

Deszcz, który padał podczas koncertu w Gdyni, był na pewno płaczem radości zachwyconego nieba. A na scenie śpiewał, tańczył i rozgrzewał jeden z ostatnich wielkich muzyków reggae w tradycyjnym wydaniu.

Rewelacja!

Mamadou

 Dokument bez tytułu