W Republice Południowej Afryki (RPA) trwa strajk pracowników sektora publicznego. To już drugi tydzień protestu, który sparaliżował pracę szkół i szpitali. Południowoafrykański rząd próbuje opanować sytuację, wysyłając wojsko do pomocy opuszczonym przez pracowników placówkom.
Żołnierze pomagają nie tylko pacjentom. Próbują też zapobiec starciom między strajkującymi a tymi, którzy chcą pracować pomimo strajku.
Związki zawodowe ostrzegają, że ogłoszą strajk generalny, o ile rząd nie zgodzi się na 10-procentową – wcześniej domagały się 12 procent – podwyżkę płac pracowników sektora publicznego. Władze zaproponowały 6,5-procentowy wzrost wynagrodzeń. Związkowcy twierdzą, że to za mało. Powołują się na wskaźnik inflacji, który wynosi 7 procent.
Obecnie strajkuje pół miliona osób. Jednak ta liczba może wzrosnąć od poniedziałku, jeśli związki rozpoczną strajk generalny. Wtedy do protestu przyłączą się inne grupy zawodowe. Staną fabryki i kopalnie – informuje centrala związkowa Cosatu (Congress of South African Trade Unions).
Cosatu oskarża też rządzący African National Congress (ANC), o to, że nie robi wystarczająco dużo, aby doprowadzić do poprawy warunków socjalnych pracowników sektora publicznego. Z kolei rząd zakomunikował pielęgniarkom, że zostaną zwolnione, gdyby nie wróciły w poniedziałek do pracy.
Trwający właśnie strajk jest największym masowym protestem od czasu zakończenia apartheidu w RPA.
(kofi)