Ambasador Evora

afryka.org Czytelnia Poznaj Afrykę! Ambasador Evora

Rano nad stolicą Katalonii zawisł deszcz, jednak potem łaskawie oszczędził tłumy cierpliwie wyczekujące przed wejściem do Palau de Musica Catalana, najbardziej prestiżowej sali koncertowej Bacelony. Pół godziny później w Palau gasną światła i rozlega się apel niedawno wybranego ambasadora Programu do Spraw Wyżywienia przy ONZ: apel o chwilę refleksji, pamięć i pomocną dłoń dla głodujących dzieci, tych w Afryce i na całym świecie. Wreszcie, przy dźwiękach Isolady (Samotna) z płyty Voz d’amor, na scenę wkracza sama Pani Ambasador.

Wkracza, to może za wiele powiedziane: raczej „wdreptuje”, lekko kołyszącym się krokiem – chodzenie nie jest jej najmocniejszą stroną. Jej pojawienie się na scenie wywołuje na widowni tumult, jaki ucieszyłby niejedną gwiazdę rocka. Stoi, jak zwykle lekko zażenowana, a scena przez dłuższą chwilę rozbłyskuje fleszami dziesiątków aparatów i kamer reporterów. Potem jest już tylko muzyka. Piosenki z najnowszej płyty przeplatają się z tymi, na które publiczność czeka od początku: Sodade, Angola, Sangue di Beirona, Miss Perfumado, Cize. Nieodłączne Besame mucho wywołuje jak zwykle ogromny entuzjazm i pierwsze takty piosenki prawie giną pośród oklasków.

Czas płynie, a mniej więcej po godzinie Cesária przedstawia swoich muzyków i oznajmia lekko zdezorientowanej, bo nie rozumiejącej jej kreolskiego publiczności, że teraz chłopcy zagrają coś instrumentalnego, a ona sobie…zapali. Jakby nigdy nic rozsiada się przy stoliczku obok fortepianu i siega po przygotowaną paczkę papierosów. Później po kieliszek z wodą mineralną, w którym żądni sensacji dziennikarze wciąż chcę widzieć koniak. Wreszcie odkłada zapalniczkę i ku ogólnej radości wstaje. A potem jeszcze tylko pół godziny morn i colader i trzeba się żegnać. Zupełnie znienacka Cesária macha do publiczności i oznajmia „Até manha!”, do jutra, choć na to „ jutro” publiczność już liczyć zazwyczaj nie może. Tupanie, oklaski, skandowanie i radosne wycie publiczności ponownie wywołuje na scenę najpierw muzyków, potem samą Cesárię: wychodzi lekko zdziwiona, dając wyraźnie do zrozumienia, że owszem, wie, że na nią czekają, ale przecież musiała zapalić, prawda? Drugiego bisu jak zwykle nie ma, choć długo jeszcze publiczność będzie się go domagać. Jednak mimo jej wysiłków na scenie wspaniałej secesyjnej sali Palau de Musica Catalana zostają już tylko instrumenty.

Ten koncert odbył się trzy lata temu w Barcelonie, ale od tamtej pory właściwie nic się nie zmieniło. Czy to Europa, Ameryka czy Afryka wszędzie jest tak samo: tak samo reaguje publiczność i tak samo zachowuje się Cesária. Pod pozorami obojętności wciąż skrywa pewną sceniczną nieporadność i zażenowanie, zazwyczaj już nieznane gwiazdom takiego formatu. Ucina żarciki z zespołem, od czasu do czasu zagada do kogoś z pierwszego rzędu, zachęci do tańca. Nie kokietuje publiczności, nie stara się jej przypodobać. Jest zawsze sobą. Tak na scenie jak i poza nią i zupełnie jej nie obchodzi, czy to się komuś podoba czy nie. A „gdy […] zaczyna mówić jest zupełnie tak, jakby śpiewała. Ten sam aksamitny, głęboki tembr głosu, ten sam ton, pełen powagi i szczerości i ta sama przyjemna dla uszu, choć prosta melodia języka. Ten głos wyraża znacznie więcej niż same słowa. Wydaje się, że niesie z sobą całe życie Cesarii, wszystkie nagromadzone przez lata radości , emocje i ból. Niebywale nieśmiała i oszczędna w słowach Evora wzbrania się mówić o sobie, nie może pojąć, dlaczego jej życie miałoby być interesujące dla innych, chyba że chodzi o jej płyty. Z miejsca czujemy się zażenowani: rzeczywiście, po co to wypytywanie, przecież jej piosenki mówią same za siebie? Chwilami dłonie Cesarii, z długimi lakierowanymi paznokciami i złotymi pierścionkami na palcach mówią to, czego nie zdołała wyrazić słowami. Uderzają w uda, gdy wybucha gromkim śmiechem, splatają się i zaciskają, gdy zbyt osobiste pytanie ściąga jej twarz o krągłych, wystających policzkach, odpoczywają na brzuchu, gdy słucha, chwytają za papierosy Marlboro, które zapala, lecz właściwie nie kończy…[…].

To wiedzą właściwie wszyscy, tak jak wydaje się, że wszystko o Cesarii już zostało powiedziane i napisane. Przecież w jej życiorysie zmienia się tylko, co dwa lata, liczba nagranych, sprzedanych i ozłoconych przez publiczność płyt i lista otrzymanych nagród i wyróżnień. Ale jedna rzecz pozostaje niezmienna: nikt tak naprawdę nie wytłumaczył do końca fenomenu popularności tej pieśniarki na całym świecie. Niemłodej, nie epatującej strojem czy urodą, niemal statycznej na scenie, nie uprawiającej żadnego modnego gatunku muzycznego i na dodatek śpiewającej wyłącznie w zupełnie nieznanym dla większości publiczności języku. Oczywiście można mówić o charyzmie, wyjątkowości, osobowości, trudnym życiu i wielu innych rzeczach. Ale wytłumaczyć tego do końca po prostu się nie da. Tak jak nikomu tak naprawdę nie uda się Cesárii zastąpić i wywołać tego dreszczyku emocji, niemal gęsiej skórki, gdy wyłania się zza ciemnych kulis i wchodzi na scenę.

Niezależnie od kraju, kultury i języka. Podobnie jak Edith Piaf, Ella Fitzgerald czy Mahalia Jackson, Cesária Évora jest i będzie jedna i niepowtarzalna. I wielka. Choć sama o sobie mówi : „Królowa morny? Cesarzowa Wysp Zielonego Przylądka? Bosonoga Diva? Tak mówią, ale ja jestem po prostu Cesária!”.

Elżbieta Sieradzińska

 Dokument bez tytułu