Afrykańscy uchodźcy i imigranci w Izraelu po 2005 roku

afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Afrykańscy uchodźcy i imigranci w Izraelu po 2005 roku

Izrael stał się szczególnie w ostatnich latach miejscem, gdzie schronienia szukały tysiące uchodźców z Afryki. Ryzykując życiem, starają się przedostać na izraelskie terytorium z Egiptu. Jednak ich obecność w Izraelu do dziś nie jest uregulowana, zaś władze tego państwa zaczęły obawiać się „tsunami”, którego przyczyną, w opinii premiera Ehuda Olmerta, mogły stać się fale uchodźców, przenikające przez egipsko-izraelskie pogranicze na Synaju. Pomimo niechęci wobec afrykańskich przybyszów ze strony administracji rządowej, Izrael okazuje się miejscem znacznie bardziej przyjaznym Afrykanom niż sąsiedni Egipt. Z drugiej strony wciąż nie został rozwiązany problem krajowego ustawodawstwa regulującego procedurę ubiegania się o status uchodźcy. Natomiast ci Afrykanie, którzy mają prawo czasowego pobytu, nie są pożądanymi gośćmi w państwie, które broni swojego żydowskiego charakteru i obawia się zalania „powodzią” nielegalnych imigrantów z Afryki.

Afrykańscy Żydzi

W 1991 roku izraelskie władze zorganizowały największy most powietrzny w dziejach tego kraju, przewożąc ponad 14 tysięcy etiopskich Żydów do Izraela. Przybysze z Etiopii dziś stanowią więcej niż 100 tysięcy mieszkańców państwa żydowskiego. Ich status jest jednak inny od Etiopczyków, Erytrejczyków, czy też Sudańczyków, którzy nie wyznają judaizmu i tym samym nie należą do narodu wybranego. Falasze, czyli etiopscy Żydzi, zaliczają się do żydowskiej diaspory, i ich powrót do Izraela wydawał się izraelskim władzom naturalnym procesem. Uznawani za potomków króla Salomona i królowej Saby Żydzi z Etiopii byli w Afryce uznawani za obcych – nazwa falasza oznaczała w Etiopii obcego – stosujących się do innych niż miejscowe, w tym chrześcijańskie, praktyk religijnych.  W Izraelu mieli poczuć się jak w domu. Praktyka pokazała, że proces ich integracji nie przebiegał zgodnie z oczekiwaniami władz przyjmującej ich ojczyzny. Kolejne fale etiopskich Żydów były przenoszone wręcz z innego świata, do nowoczesnego państwa, wraz z całym swoim bagażem doświadczeń, tradycji i przekonań. Dziś etiopscy Żydzi stanowią grupę społeczną współczesnego Izraela, która wykonuje nisko płatne zawody. Salomon Ezra, jeden z najbardziej znanych etiopskich Żydów, odpowiedzialny za spektakularną ewakuację w 1991 roku z Etiopii, również doświadczył tego wyobcowania. Wśród jego wspomnień znalazły się i takie, w których opowiadał o trudnościach z uzyskaniem od rabinatu jerozolimskiego zaświadczenia, że był niezamężny i wyznawał judaizm, potrzebnego od okazania w związku z planowanym przez Ezrę ślubem. Również od niego zażądano świadectwa przejścia specjalnej konwersji, która miała objąć wszystkich falaszy przebywających w Izraelu. Miało to związek z wątpliwościami naczelnego rabinatu, co do prawdziwości żydowskiego pochodzenia ich rodaków z Etiopii. W związku z tym zalecono m.in. symboliczne obrzezanie mężczyzn. Spotkało się to jednak z oporem samych falaszy, wspartych przez media i niereligijnych Żydów. Podobne wzburzenie wzbudziła afera związana z wyrzucaniem pobranej od etiopskich Żydów krwi. Okazało się, że krew pochodząca od krwiodawców będących falaszami została uznana przez izraelską służbę zdrowia za potencjalnie niebezpieczną, z racji występowania w Etiopii wirusa HIV. Kiedy cała sprawa wyszła na jaw doszło do masowych protestów. Za falaszami stanęło 70 procent obywateli Izraela, a ówczesny premier Szymon Peres musiał publicznie przeprosić pokrzywdzonych żydowskich Etiopczyków. Powyższe przykłady wskazują na istnienie uprzedzeń wobec przybyszów z Afryki, nawet jeśli byli uznawani w Izraelu za Żydów. [1]

Przyczyny nielegalnej imigracji Afrykanów do Izraela

Problem afrykańskich uchodźców, którzy nie są etiopskimi Żydami i praktykują inne niż judaizm religie pojawił się wraz z uciekinierami przed wojnami w Sudanie, ale także przed opresyjnym państwem w Erytrei i Etiopii. Kolejną grupę stanowili przybysze z krajów Afryki Zachodniej, w tym ogarniętych konfliktami wewnętrznymi Wybrzeża Kości Słoniowej, Sierra Leone i Liberii. Wśród osób szukających schronienia znaleźli się również Kongijczycy i Somalijczycy.

Do Izraela Afrykanie zaczęli docierać drogą lądową, przekraczając nielegalnie granicę z Egiptem. Egipt był bowiem pierwszym krajem, gdzie większość uchodźców z Sudanu mogła ubiegać się o uchodźczy status. Sudańczycy uciekali do egipskiego państwa z sudańskiego Południa, które do 2005 roku toczyło wojnę z sudańską Północą, a od 2003 roku również z ogarniętego walkami Dar Furu na zachodzie Sudanu. W Egipcie większość z nich spotykała się jednak z przejawami otwartego rasizmu ze strony Egipcjan. Czarni wygnańcy byli bici, dyskryminowani, nie mieli praktycznie żadnej możliwości podjęcia legalnej pracy, nie mogli też liczyć na wystarczające wparcie. Policja egipska również dopuszczała się przemocy werbalnej i fizycznej wobec Sudańczyków. Warunki życia w Egipcie pchnęły tych Sudańczyków, którzy nie mogli liczyć na rychłe przyjęcie przez inny kraj w charakterze uchodźcy, do podejmowania ryzyka dotarcia do Izraela. O tych przypadkach donosił specjalny raport  „Sinai Perils”, przygotowany przez Human Rights Watch (HRW).[2]

W raporcie HRW, Sudańczycy, z którymi zostały przeprowadzone wywiady podkreślali rasizm Egipcjan wobec czarnych uchodźców. Jeżeli dochodziło do ataku na Sudańczyka, egipska policja nie reagowała wcale. Opowiedzieli o częstych przypadkach wyzywania ich na ulicy, przemocy fizycznej, rzucania w ich stronę różnych przedmiotów i wylewania brudnej wody z balkonów. „Pewnego razu otoczyli mnie i zagrozili mi nożem, zabierając mi wszystko, co miałem. Policjant, który to widział, nic nie robił. A kiedy znalazłem policjanta, wyzwał mnie.” Inna relacja Sudańczyka przebywającego w Egipcie brzmi bardzo podobnie:  „Pewnego dnia wyszedłem z pracy, a pewien Egipcjanin zaczął mnie wyzywać i bić. Policjant tylko się temu przypatrywał. Poprosiłem go o pomoc, a on zapytał mnie, co ja robię w Egipcie”. Takie traktowanie, połączone z brakiem perspektyw na znalezienie stałego zajęcia i rosnącą frustracją, doprowadziło do zorganizowania protestu przed kairskim biurem UNHCR (Biuro Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców). Przez trzy miesiące dwa tysiące Sudańczyków, ubiegających się bądź posiadających już status uchodźcy, protestowało w Mustafa Mahmoud Park. Protest został brutalnie rozpędzony przez egipską policję, 30 grudnia 2005 roku. Zginęło 27 Sudańczyków, a setki demonstrantów zostały zamknięte w areszcie, gdzie również dopuszczano się wobec nich przemocy. Sudańczycy byli nadal represjonowani, tym bardziej, że egipski rząd utrzymywał dobre relacje z rządem w Chartumie, walczącym z Południowym Sudanem, a następnie także z Dar Furem. Egipt nie był też przygotowany na integrację Sudańczyków, którzy nie mieli dostępu do świadczeń medycznych, nie mogli na ogół podjąć legalnej pracy, zaś szkoły prowadzone dla sudańskich dzieci nie były uznawane za część egipskiego systemu edukacji.[3]

Wydarzenia z końca 2005 roku pchnęły tysiące Sudańczyków w kierunku Izraela. Bez nadziei na poprawę swojego losu w Egipcie, przekonani o współpracy UNHCR z egipskimi władzami, postanowili szukać szczęścia w państwie żydowskim, które jako jeden z najlepiej rozwiniętych  krajów świata, sprawiało wrażenie idealnego kierunku dalszej migracji. Ich sytuację komplikował również fakt zawarcia porozumienia pokojowego między Północą a Południem Sudanu w 2005 roku, który kończył wojnę domową w południowej części tego kraju. W rezultacie doprowadziło to do sytuacji, w której zniknęły przesłanki do przyznawania południowym Sudańczykom statusu uchodźcy. Część Sudańczyków zgodziła się na repatriację do swojej ojczyzny z Egiptu. W 2007 roku było to 1645 osób.[4]

Drugą grupą afrykańskich wygnańców, którzy postanowili szukać schronienia w Izraelu byli Erytrejczycy. Uciekając przed autorytarnym reżimem, obowiązkową służbą wojskową i wynikającym z tego przymusem stałego pobytu w Erytrei oraz prześladowaniami wobec mniejszości wyznaniowych (przede wszystkim wobec adwentystów i zielonoświątkowców), przez Sudan docierali najpierw do Egiptu. W przeciwieństwie do Sudańczyków nie występowali do UNHCR o przyznanie statusu uchodźcy, lecz starali się dotrzeć do egipsko-izraelskiej granicy, płacąc pośrednikom za przemycenie przez granicę. [5]

Imigracyjne „tsunami” z kierunku Afryki

Liczba Afrykanów, którzy zaczęli przekraczać egipsko-izraelską granicę zaczęła gwałtownie rosnąć w 2006 roku. Podobnie stało się z liczbą osób pochodzenia afrykańskiego, które chciałyby ubiegać się o status uchodźcy w Izraelu. Według danych przytoczonych przez HRW w 2008 roku było to 4300 Erytrejczyków i 3700 Sudańczyków.[6] Dwa lata później, według oficjalnych danych izraelskiego biura UNHCR uchodźcami w Izraelu chciało zostać 11852 Erytrejczyków, 5502 Sudańczyków oraz ponad cztery i pół tysiąca przedstawicieli innych narodowości, w tym Nigeryjczycy i Etiopczycy.[7] Dane UNHCR wykazują tendencję rosnącą w statystykach dotyczących osób ubiegających się o status uchodźcy. Według nich pierwsza fala uchodźców, forsujących granicę z Izraelem ze strony Egiptu wynosiła 453 osoby (rok 2005), a w kolejnych latach, 1204 (2006), 5703 (2007), 7681 (2008) i 4787 (2009).W 2009 roku w Izraelu przebywało 394 uchodźców i 8743 osób, których sytuacja kwalifikowała do ubiegania się o uchodźczy status.[8] Napływ Afrykanów nie byłby jednak możliwy bez funkcjonowania sieci przemytników, rekrutujących spośród Beduinów zamieszkujących Synaj, którzy doprowadzają uchodźców w rejon pograniczny. Temu procederowi nie jest w stanie zapobiec egipska policja. W tej sytuacji Izrael musiał stanąć przed nowym wyzwaniem, jakim była fala uchodźców.

Izraelskie władze, które dbały o żydowski charakter państwa, zaczęły obawiać się Afrykanów, przekraczających nielegalnie granicę. Z drugiej strony, Żydzi, którzy mieli w pamięci obrazy z dziejów własnego narodu, byli w stanie zrozumieć motywację przynajmniej części uchodźców, uciekających przed zbrodniczymi reżimami, zwłaszcza w kontekście Sudanu i jego zachodniej części, Dar Furu, gdzie dokonały się zbrodnie, określone mianem ludobójstwa. Początkowo izraelskie władze liczyły na współpracę z Egiptem. Jednak kiedy okazało się, że egipsko-izraelska granica nadal nie jest szczelna, zaś do uciekinierów egipska policja strzela i rani ich śmiertelnie, część izraelskiej opinii publicznej była poruszona dramatycznymi wydarzeniami na pograniczu. Z krytyka spotkał się pomysł zawracania zatrzymanych Afrykanów do Egiptu. Po powrocie czekała ich albo śmierć, albo szykany ze strony policji i więzienie. Okazało się też, że jeśli granicę chciały przekroczyć rodziny, egipscy funkcjonariusze po ich schwytaniu rozdzielali od siebie małżonków, co skutkowało tym, że żony lub mężowie po odsiedzeniu kary bezskutecznie poszukiwali swoich partnerów i partnerek. Znane są również przypadki, kiedy rodzice tracili kontakt ze swoimi dziećmi. Po przekroczeniu granicy, Afrykanie na ogół czekali na izraelski patrol. Przy zatrzymaniu nie stawiali oporu, oczekując na przejście przez procedurę weryfikacyjną, która miała określić, czy stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa Izraela. Zdarzyły się jednak przypadki natychmiastowego odstawienia Afrykanów na terytorium Egiptu. Po raz pierwszy taki przypadek został odnotowany 25 kwietnia 2007 roku, kiedy izraelscy żołnierze zawrócili sześciu Erytrejczyków. 18 sierpnia tego samego roku, Izrael przekazał egipskim pogranicznikom 48 Afrykanów. Rok później, rzecznik prasowy izraelskich sił zbrojnych potwierdził odstawienie nieokreślonej bliżej liczby obywateli państw afrykańskich. Z informacji, do których dotarli działacze HRW, wynikało, że izraelscy żołnierze mieli zawracać wszystkie osoby nielegalnie przekraczające granicę bez ustalania ich statusu bądź sytuacji, kwalifikującej do zostania uchodźcą. Jednocześnie władzom Izraela mogły interpretować obowiązujące międzynarodowe prawo w sposób usprawiedliwiający natychmiastowe odstawienie do Egiptu, bo Egipt był pierwszym krajem, gdzie Sudańczycy i Erytrejczycy, jeżeli chcieli wystąpić o opiekę ze strony UNHCR, mogli to uczynić.[9]

Izraelskie prawo a „nielegalni” Afrykanie

Izrael, który jest sygnatariuszem międzynarodowej konwencji dotyczącej uchodźców z 1951 roku, jest formalnie zobligowany do przestrzegania jej postanowień i stworzenia mechanizmu umożliwiającego osobom spełniającym warunki, ubieganie się o status uchodźcy.[10] W praktyce w Izraelu rzadko przyznawano ten status, a izraelskie prawo nie zostało zmodyfikowane w sposób umożliwiający wykonywanie konwencji. To doprowadziło do tego, że przez prawie 50 lat jej obowiązywania status uchodźcy otrzymały Izrael uznał zaledwie 190 osób za uchodźców. Ta niechęć wobec przyznawania tego statusu wynika z obaw władz Izraela w związku z istnieniem kwestii palestyńskiej. Honorowy przedstawiciel UNHCR w Jerozolimie, Mickey Bavly, w wywiadzie udzielonym w 2007 roku wyraźnie łączył ten fakt z brakiem prawa regulującego sprawy związane z uchodźcami. Jego zdaniem izraelscy politycy nie dostrzegają różnicy między uchodźcą palestyńskim, wyłączonego z konwencji a Afrykaninem, który chciałby wnioskować o status uchodźcy. Pierwsi uchodźcy z Palestyny pojawili się jeszcze przed uchwaleniem Konwencji Genewskiej. Nie są zatem objęci Konwencją, i zajmuje się nimi inna specjalna  Agencja Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy Uchodźcom Palestyńskim – UNRWA. Zamiast rozwiązania systemowego, Izrael przyjął tylko doraźne rozwiązania, które miałyby regulować kwestie legalności  zatrudniania i tymczasowej ochrony.[11]

W 2002 roku państwo Izrael przyjęło własne procedury dotyczące przyznawania statusu uchodźcy, zastrzegając sobie prawo do decydowania o zgodzie na pobyt osoby, która pochodzi z kraju uznanego za wrogi. Na liście tych państw znalazł się również Sudan, co sprawia, że procedura może działać na niekorzyść Sudańczyków z innych części tego kraju niż arabska Północ. W znaczący sposób ograniczało to możliwość starania się o status uchodźcy w Izraelu Sudańczyków z Południa czy tez Dar Furu, którzy są przeciwnikami wrogiego wobec państwa żydowskiego reżimu w Chartumie. Jednocześnie to jak traktuje się potencjalnego uchodźcę reguluje Prawo Infiltracyjne z 1954 roku. Zezwala ono na przetrzymywanie osoby, która nielegalnie przekroczyła granicę, przez okres nawet wielu miesięcy. Nowa wersja tego prawa, wciąż niekorzystna z perspektywy osób nielegalnie przekraczających granicę, grożąca pięcioletnim pozbawieniem wolności, po raz pierwszy była czytana w 2008 roku i wzbudziła wiele kontrowersji. Penalizacja przekraczania granicy w sposób niezgodny z prawem, zaostrzała wymiar kary nawet do 20 lat np. w przypadku, jeśli przy osobie złapanej na tym czynie, zostałaby znaleziona broń – wystarczy, że byłby to nóż.[12]

Działacze izraelskich organizacji zajmujących się uchodźcami wskazują na jeszcze jeden paradoks. Otóż władze Izraela z jednej strony twierdzą, że 99,9 procent Afrykanów, którzy przybyli do tego kraju nielegalnie przez Egipt, to nie uchodźcy, ale imigranci ekonomiczni. Z drugiej, te same władze dostarczają UNHCR dane,  z których wynika, że 90,4 procent Sudańczyków i Erytrejczyków jest uchodźcami. Okazuje się, że na potrzeby wewnętrzne, jako komunikat do Izraelczyków, rząd izraelski mówi o Afrykanach w kontekście imigrantów za chlebem. Natomiast na użytek zewnętrzny, kwalifikuje wielu z nich do kategorii uchodźca, chociaż nie posiadają oni statusu uchodźcy, wręcz niemożliwego do uzyskania przez przybyszów z Afryki. Zamiast statusu uchodźcy, oferuje się im formę „okresowej opieki”, która nie przekłada się na dostęp do bezpłatnej opieki medycznej, nie chroni przed deportacją, a równocześnie uniemożliwia uznanie takiej osoby za uchodźcę.[13]

Za i przeciw Afrykanom w Izraelu

Wraz z pojawieniem się problemu potencjalnych uchodźców z Afryki, Izrael zaczął szukać również innych sposobów na poradzenie sobie z obcokrajowcami. Izraelski rząd zaczął podkreślać, że przybysze z Afryki nie są kim innym, jak tylko imigrantami ekonomicznymi, zwabionymi dobrą sytuacją gospodarczą Izraela. Izraelscy działacze zajmujący się opieką nad uchodźcami nie zgadzają się jednak z tą kwalifikacją Afrykanów, i sprzeciwiają się tezie promowanej przez izraelskie władze, że osoby nielegalnie przekraczające granicę z Egiptem będą stanowić zagrożenie, zalewając rynek pracy. Okazuje się, że obawy rządu Izraela są nieuzasadnione, jeśli porówna się liczbę osób przechodzących z Egiptu do Izraela z liczbą pozwoleń na pracę wydawanym obcokrajowcom, którzy przyjechali legalnie. W 2009 roku, kiedy przez egipsko-izraelską granicę trafiło do Izraela 4787 osób, władze wydały aż 120000 pozwoleń na pracę legalnym imigrantom.[14]

Większość Afrykanów, którzy docierają do Izraela stanowią mężczyźni. Zaledwie niewielka część z nich ma szansę na przyznanie przez izraelskie władze wizy rezydenta, co wiąże się z ich uznaniem za uchodźcę. Pozostali mają szansę na wizę tymczasową, B1, która umożliwia podjęcie pracy. Jednak nawet posiadanie wizy nie uprawnia ich do korzystania z powszechnego ubezpieczenia finansowanego z pieniędzy publicznych, i jeśli musieliby zostać poddani leczeniu, muszą mieć wykupione przez siebie lub pracodawcę ubezpieczenie. Również dzieci Afrykanów, urodzone już w Izraelu nie nabywają prawa do ubezpieczenia, bo stają się bezpaństwowcami.[15]

Obecny premier Izraela, Beniamin Netanjahu, podobnie jak jego poprzednik, Olmert, upatruje w Afrykanach docierających przez Egipt zagrożenie dla państwa. W styczniu 2010 roku powiedział, że afrykańscy imigranci zagrażają społeczeństwu izraelskiemu i mogą sprawić, że Izrael znajdzie się wśród państw trzeciego świata. W rzeczywistości, za to, że Afrykanie zostali stłoczeni przede wszystkim w trzech miejscach, w Ejlacie, Aradzie i południowym Tel Awiwie, odpowiada polityka izraelskiego rządu, która z jednej strony nie przewiduje integracji Afrykanów i ich ewentualnej naturalizacji, a z drugiej wprowadziła restrykcje dotyczące stref, w których mogły rezydować osoby kwalifikujące się do ubiegania o status uchodźcy, zakazując im przez półtora roku osiedlania się na północ od miejscowości Gedera lub na południe od Hedera.[16]

Niechętne podejście izraelskich władz do Afrykanów nielegalnie przekraczających granicę nie zawsze spotykało się z akceptacją przez obywateli Izraela. Izraelską opinię publiczną poruszyła m.in. informacja o śmierci afrykańskich uchodźców z rąk egipskich służb pilnujących granicy. W okresie od lipca 2007 roku do połowy października 2008 Egipcjanie zabili co najmniej 32 osoby, w tym siedmioletnią dziewczynkę wraz z ojcem. W 2009 roku zginęło 19 osób. W pierwszym kwartale 2010 roku życie straciło kolejne 13 osób. Informacje o zabijaniu Afrykanów okazały się być szokiem nawet dla izraelskich żołnierzy, strzegących granic. W związku z postawą premiera Olmerta, 30 izraelskich rezerwistów napisało do niego list otwarty, powołując się na zabójstwa, do których dochodziło w odległości 100-200 metrów od ich posterunków. Wezwali rząd Izraela do pomocy uchodźcom, powołując się na moralny obowiązek państwa, który tworzy naród, mający za sobą doświadczenie holokaustu. Oprócz żołnierzy, 63 ze 120 polityków zasiadających w izraelskim parlamencie, Knesecie, podpisało petycję do rządu, apelując o wstrzymanie deportacji Sudańczyków do Egiptu.[17]

Zarzuty ze strony opinii publicznej władze starają się odeprzeć przywołaniem trzech argumentów. Pierwszym z nich jest troska o bezpieczeństwo kraju. Istnieją obawy, że islamscy terroryści wykorzystają w końcu nielegalnych imigrantów z Afryki do działalności przeciwko Izraelowi. Drugim argumentem przeciwko przyzwoleniu na nielegalną imigrację są kwestie związane z demografią. Izrael powstał jako państwo żydowskie, i politycy izraelscy często wyrażali przekonanie, że jeśli będą prowadzić politykę otwarcia na Afrykanów, uruchomią imigracyjne tsunami, które zaleje niewielki kraj milionami obcokrajowców, tym razem trudnych do usunięcia. Za trzeci powód do niepokoju uznawane są realia ekonomiczne. Izrael ma już doświadczenie z etiopskimi Żydami, którzy dziś stanowią jedną z najuboższych grup izraelskiego społeczeństwa. Obecnie aż 62 procent rodzin falaszy nie ma dochodu, gwarantującego ich finansową niezależność, 72 procent dzieci z tych rodzin żyje poniżej granicy ubóstwa, a 90 procent etiopskich Żydów pracuje za najniższe stawki. Dlatego rząd Izraela uważa, że trwałe osiedlenie się Afrykanów, którzy w dodatku nie są Żydami, doprowadzi do ekonomicznej katastrofy i obciąży skarb państwa.[18]

O prawa uchodźców, w tym przede wszystkim Afrykanów nielegalnie przekraczających granicę upominają się izraelskie organizacje pozarządowe. Jedną z najprężniej działających jest African Refugee Development Center (ARDC), kierowany przez Johannesa Bayu, etiopskiego chrześcijanina, który otrzymał azyl polityczny w 1997 roku po 23-dniowym głodowym strajku. Bayu uciekł do Izraela przed represjami ze strony władz Etiopii. Dziś stoi na czele ARDC i odpowiada za projekty prowadzone przez tę organizację w zakresie pomocy prawnej i humanitarnej oraz edukacji. Wspiera go w tym ponad 120 wolontariuszy. Pod opieką ARDC znajdują się głównie Erytrejczycy i Sudańczycy. Część afrykańskiej społeczności w Izraelu stanowią też obywatele Wybrzeża Kości Słoniowej, który uciekli ze swojego kraju po tym, jak wybuchł w nim konflikt wewnętrzny. Bayu szacuje liczbę uchodźców na blisko 20 tysięcy osób.[19]

Oprócz organizacji, losem Afrykanów interesują się izraelskie media. „Jerusalem Post”, anglojęzyczny dziennik w Izraelu, tylko w ubiegłym roku pisał o torturach, jakim są poddawani afrykańscy uchodźcy w Egipcie, relacjonował protest afrykańskich przybyszów przeciwko planom budowy specjalnego ośrodka na południu kraju, gdzie byliby przetrzymywani ci, którzy nielegalnie znajdą się na izraelskim terytorium. Z kolei w 2009 roku przypominał władzom Izraela, że Afrykanie przebywający w Ejlacie nie są nosicielami HIV i chorób wenerycznych, jak sugerował izraelski minister spraw wewnętrznych Eli Yishai, a badania przeprowadzone wśród nich wykazały, że zaledwie 0,55 procent cierpi na choroby przenoszone drogą płciową.[20]

Działacze izraelskich organizacji pozarządowych zajmujących się Afrykanami są zgodni co do potrzeby pomocy. Działacz ARDC, i jednocześnie obywatel izraelski, Nic Schlagman, który został jednym z dwunastu Młodych Izraelczyków Roku podkreśla, że historia Żydów zobowiązuje Izrael do opieki nad tymi, którzy szukają schronienia w tym państwie. Jego głos nie jest odosobniony, ale pomimo to, trudno o zrozumienie dla tych argumentów w kraju permanentnie zagrożonym wojną, który próbuje przetrwać wbrew otaczającym go wrogom. Przeszkodą może też być idea homogenicznego państwa. Nie ma w niej miejsca dla nie-Żydów, jako pełnoprawnych obywateli.

Izrael jest bez wątpienia zdecydowanie lepszym miejscem do życia z perspektywy uchodźcy, który w Egipcie może stracić życie i żyje w stanie ustawicznego zagrożenia. Jednak na przeszkodzie stoi brak odpowiednich rozwiązań prawnych, sprzeczności w przepisach w stosunku do międzynarodowego prawa i strach przed „powodzią” imigrantów. Afrykanin, który postanawia przedostać się z Egiptu do Izraela, nie ma już później szerokiej drogi odwrotu. Może stać się ofiarą egipskich policjantów lub, jeśli przeżyje, trafić do więzienia, bo jeśli zawrócono go z Izraela, zdaniem Egipcjan, przekroczył nielegalnie granicę, tyle, że tym razem nie w kierunku państwa żydowskiego, lecz Egiptu.[21]

Paweł Średziński, Fundacja „Afryka Inaczej”

W przypadku wykorzystania fragmentów tekstu, należy podać jego autora i źródło. Osoby zainteresowane wykorzystaniem całości artykułu proszone są o kontakt z fundacja@afryka.org.

Przypisy:

[1] D. Rosenthal, The Israelis – Ordinary People in an Extraordinary Land, New York 2008, s. 157-179.

[2] Pełny tytuł raportu HRW brzmi “Sinai Perils: Risks to Migrants, Refugees, and Asylum Seekers in Egypt and Israel”. Raport został opublikowany w 2008 roku w Nowym Jorku.

[3] Sinai Perils: Risks to Migrants, Refugees, and Asylum Seekers in Egypt and Israel, New York 2008, s. 18-23.

[4] Ibidem, s. 26-28.

[5] Ibidem, s. 28-30.

[6] Ibidem, s. 2.

[7] UNHCR Israel Fact Sheet, May 2010, UNHCR Israel, 2010 Tel Aviv.

[8] Asylum Seekers and Refugees in Israel: August 2009 Update, s. 4-9.

[9] Sinai Perils:…, s. 49-65.

[10] Konwencja dotycząca statusu uchodźców, sporządzona w Genewie dnia 28 lipca 1951 r., nazywana też Konwencją Genewską.

[11] Q&A: Growing caseload of asylum seekers for UNHCR offices in Israel, 13 July 2007, www.unhcr.org/print/469797404.html.

[12] A. Perry, Solving Israel’s African Refugee Crisis, Virginia Journal of International Law, Volume 51, Issue 1, 2010, s. 162-166. Więcej o nowej wersji prawa zapobiegającego infiltracji w The Infiltration Prevention Bill Lies and Reality, 2010.

[13] The Infiltration Prevention Bill Lies and Reality, 2010, s. 3-4.

[14] The Infiltration Prevention …, s. 6-8.

[15] B. Oliveira Martins, Undocumented Migrants, Asylum Seekers and Refugees in Israel, EuroMeSco Paper, February 2009, 81, s. 14. O kwestiach związanych z opiekę medyczną pisze D. Wasser, Israel’s Other Problem: The South Sudanese Refugee Crisis in the Context of Social Justice and Medical Education, Global Pulse, Volume 6, Issue 1, Spring 2010.

[16] Tamże, s. 7-8.

[17] A. Perry, Solving Israel’s African…, s. 171-172.

[18] Tamże, s. 173-178.

[19] ARDC. Annual Report 2009. Zobacz także S. Kirshner, Policy on non-Jewish refu gees urged for Israel, The Canadian Jewish News, March 18, 2010.

[20] Artykuły dostępne na stronie www.jpost.com. W tekście powołuję się na trzy teksty: R. Friedman, Health Ministry data refuses Yishai’s claims that African refu gees bring in disease, 11/06/2009; B. Hartman, UNHCR: Eritreans by far largest refugee group in Israel, 03/10/2010; T. Lazaroff, African refugees being tortured in Sinai, 12/16/2010; Refugees protest in TA: ‘We are not diseased’, 12/24/2010.

[21] Więcej o tych kwestiach H. Yacobi, African Refugees’ Influx in Israel from a Socio-Political Perspective, San Domenico di Fiesole 2009.

 Dokument bez tytułu