Soweto, miłość Albińskiego

afryka.org Kultura Książki Soweto, miłość Albińskiego

Wojciech Albiński nie jest debiutantem, choć zapewne jego nazwisko niewiele mówi czytelnikom. Na ironię zakrawa fakt, że to prawdopodobnie jedna najciekawszych postaci współczesnej literatury polskiej. Przede wszystkim, należy do grona nielicznych pisarzy „afrykańskich”, którym udało mu się stworzyć własny, ciekawy styl opisujący skrawek tego kontynentu. Nie wzoruje się na Ryszardzie Kapuścińskim, który stał się przekleństwem dla wielu próbujących go naśladować.

Tym, co zdecydowanie wyróżnia opowiadania Albińskiego jest poświęcenie ich jednemu miejscu. Autor odkrywa przed nami głownie Republikę Południowej Afryki, gdzie mieszka od lat. W krótkich opowiadaniach autora „Soweto – my love” pełno biznesmenów, kartografów, żołnierzy międzynarodowych sił pokojowych, Malajów, Hindusów, Afrykańczyków, Afrykanerów, Europejczyków i Chińczyków. W świecie, który on opisuje nie istnieje Afryka jaką znamy z mediów – to świat o wiele bardziej skomplikowany.

Albiński konsekwentnie trzyma się formy krótkiego opowiadania zakończonego mocną puentą, w których przedstawia cząstkowe losy postaci. Jednak tym, co spaja większość opowiadań jest postać geodety, który podróżuje po kraju, by wydzielać działki i nanosić je na mapy. Geodeta i kartograf z jego opowiadań nie wydaje się być jednak postacią świadomą tego, jak mocna jest to metafora postkolonializmu.  Biały europejczyk nanosi na mapę kolejne punkty w kraju, gdzie każda z ras ma swoje ławki, autobusy, szkoły, toalety i plaże. W dodatku narratorzy opowiadań Wojciecha Albińskiego to zazwyczaj biali mężczyźni. Mimo iż ich autor jest świetnym portrecistą, nie potrafi wejść w świat Innego, którego tak wytrwale szkicuje. Pozostaje on obserwatorem, jednakże nie udaje obiektywnego medium. To opowiadania w istocie postkolonialne, stworzone przez pisarza, który rozumie i zna tę część Afryki, która stała się jego domem.

Jak już wspominałam Albiński wykorzystuje swoje doświadczenia zawodowe,
by wpleść w nie refleksję na temat współczesnych problemów RPA. Często porusza kwestie rasowe, ale ich nie upraszcza. Swoje opowiadania wypełnia historiami ludzi, których życie zostało gwałtownie zmienione przez obowiązujące prawo – apartheid.
W trakcie lektury „Soweto – my love” poznajemy losy rodzin skrzywdzonych przez prawo rasowe z wielu różnych perspektyw. Dramaty rozgrywają się na granicy pomiędzy bielą i kolorem, o którym decyduje na przykład test ołówka*. Zmarginalizowana większość mieszkańców RPA jest tak samo niechętna białym aktywistom na rzecz zniesienia apartheidu, jak i dobrym białym panom. Albiński portretuje rozdarcie pomiędzy lojalnością wobec grupy a zachowaniem się fair w stosunku do jednostek. Opisuje dramatyczne konsekwencje romansów międzyrasowych, które stawiają kobietę w roli zarówno matki, jak i służącej. Jednak najbardziej poruszające opowiadanie opisuje spotkanie i dialog pomiędzy białym lekarzem, który leczy ludzi na terenie bantustanu a tradycyjnym znachorem. Spór stara się rozsądzić wódz, najważniejsza postać w wiosce, który leczy się zarówno u jednego, jak i drugiego medyka.

W tym tomie opowiadań brakuje miażdżącej ironii, którą smagał autor organizacje humanitarne i korpusy pokojowe, czy akcje rozminowywania Afryki przez białą młodzież z bogatych domów. Brakuje tutaj pazura, choć rzecz, jak zwykle świetnie się czyta. U Albińskiego cenię sobie jego prosty styl, który powoduje, iż niektórzy z moich znajomych, dopiero po kilunastu stronach zorientowali się, że to nie reportaż lecz opowiadanie.

Lady Pasztet (www.katarzynable.wordpress.com)

* W Republice Południowej Afryki sprawdzano przynależność rasową za pomocą ołówka wplątanego we włosy. Jeśli włosy były gładkie, ołówek wyznaczał osobę rasy białej, jeśli lekko skręcone – koloreda a jeśli zostawał w mocno skręconych włosach oznaczało to, iż właściciel tej głowy jest czarny.

 Dokument bez tytułu