Słuchałam go cały wieczór, bo wiedziałam, że powoli odchodzi. On i ja wiedzieliśmy, że już za późno na ratunek, ale nadzieja pozostała do końca. W sumie młody człowiek, po czterdziestce, odchodzący z tego świata z pełną świadomością trochę niedokończonego życia.
Za wszelka cenę chciał żyć i błagał o każdą minutę życia… jednak odszedł. Słuchałam go do końca. Powtarzał się często, i jedynie co bardzo mi utkwiło w pamięci, to że chciał pójść do rzeki…, to było jego ostatnim życzeniem, którego nie byłam w stanie spełnić.
Prosił cały czas, by mógł po raz ostatni zobaczyć rzekę, gdzie spędził całe swoje dzieciństwo. Jego matka codziennie prała tam wszystkie brudne ubrania a wraz z nią wszystkie kobiety ze wsi. Było to miejsce spotkań, rozmów, śmiechu, plotek, zabaw dla dzieci i nawet dorosłych. Każdy we wsi kochał rzekę, bo nikt nigdy nie czuł się tam samotny. W wielu miejscach Afryki widziałam właśnie te miejsca, gdzie ludzie pracowali, śmiali się, bawili. Rzeka łączy ludzi, jednoczy, przekazuje nowe wiadomości… a wieczorami niektórzy tam przychodzą by się modlić, patrząc w płynąca wodę, i szukając swojego odbicia.
W pewnym momencie zapytałam tego młodego człowieka: „Dlaczego chcesz do rzeki, przecież nie masz już sił?” Odpowiedział: „Masz rację nie mam, ale rzeka daje siłę. Przy niej nigdy nie jesteś sama, zawsze jest ktoś, kto czeka, a w budynkach wielkich miast ludzie często są sami. W mojej małej wsi, z rzeką i małym targiem z warzywami, ludzie nigdy nie czuli się sami. Wszyscy się znali, mogli polegać na sobie, a jak ktoś był chory, to cała wioska przychodziła. Chciałem być wielki i przeniosłem się do wielkiego miasta. Cena jednak była wielka. Poznałem co to samotność w pięknym budynku i bieda. W wielkich miastach ludzie nie znają radości dzielenia się, suszonymi rybami, czy owocami z sąsiedniego ogrodu… Przy naszej rzece, każdy wieczorem modlił się chwilę… bo potem już były niekończące się rozmowy aż do późnych godzin. W moim pięknym budynku, nie mieliśmy czasu ani na modlitwę… ani na rozmowy… Czuję że moje życie dobiega końca, ale chciałbym odchodzić przy rzece, pożegnać się z nią… z moim jedynym najpiękniejszym miejscem na tym świecie, gdzie żyłem prawdziwie, przy spracowanych dłoniach mojej matki i śpiewie kobiet, bo w moim pięknym wielkim mieście i budynku… umarłem…”
Odszedł, wspominając rzekę, przy której nigdy nikt nie wiedział, co znaczy samotność… może dlatego jest ona uznana w Afryce za szczęśliwe miejsce, a w Indiach za święte.
s. Dorota Zok, RPA