Jak zawsze przyszedł po lekarstwa ze swoim radiem i słuchał bardzo głośnej muzyki. Nikomu to już w zasadzie nie przeszkadzało, bo wszyscy jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Jednak zapytałam go dzisiaj, czy bez tego radia nie potrafi żyć, bo nawet wtedy kiedy rozmawia z lekarzem, kiedy pobiera się mu krew, radio musi być włączone. Prawie zawsze z tą samą głośną muzyką.
Uśmiechnął się nieśmiałe a potem dodał: „Muzyka podtrzymuje mnie przy życiu. Nigdy jej prawie nie wyłączam, zasypiam z nią, budzę się, a kiedy mam problemy, to ona rozwiązuje je za mnie. Rytm muzyki dyktuje mi każdą odpowiedz, na wszystkie pytania tego mojego świata. Kiedy nie słyszę muzyki, to nie jestem pewien czy żyję, bo dla mnie to jest to samo, co oddychanie, modlitwa, to mój świat. Jest na pierwszym miejscu, potem moja córka, moja żona i mój ogród… Mały świat, w którym wiem, że żyję, i innego nie chcę.
W południe przyjechał nasz lekarz z głośną muzyką w samochodzie. Jak zawsze w pośpiechu wbiegł do kliniki. Czekający pacjenci pogratulowali mu dobrej muzyki… Popatrzył na wszystkich z radosnymi oczami, zatrzymał się przy drzwiach i wszystkim dał „receptę”, bo muzyka to najlepsze lekarstwo, na to by zapomnieć o tym, czego się nie chce pamiętać…
s. Dorota Zok, RPA