Libia nie pozwala na razie na protesty. Zamieszki, do których doszło ostatniej nocy zostały szybko stłumione.
Mogłoby się wydawać, że po egipskiej rewolucji i przewrocie w Tunezji, następna będzie Libia, rządzona przez dyktatora, Muammara Kadafiego. Do zamieszek doszło jednak tylko w Benghazi, gdzie tłum starł się z policją i zwolennikami reżimu Kadafiego, na wieść o aresztowaniu działacza na rzecz praw człowieka. Rannych zostało 14 osób.
Doniesienia o innych manifestacjach, są o tyle prawdziwe, że były to zgromadzenia demonstrujące swoje poparcie dla Kadafiego. W tym przypadku głównym wrogiem okazała się Al-Dżazira, którą oskarża się o podsycanie niepokojów i inspirowanie antyrządowych zamieszek w innych krajach Afryki Północnej.
mm