Kenijski pilot, który przeżył ponad tydzień jedząc liście i pijąc własny mocz, w lesie, gdzie rozbił się jego helikopter, ma zamiar latać dalej. Dziwić może jego determinacja, bo to już drugi wypadek w karierze Kenijczyka w ciągu ostatnich dwóch lat.
Kapitan Solomon Nyanjui leciał 15 listopada br. z miasta Isiolo do Nairobi. W trakcie lotu rozbił się w pobliżu szczytu Mount Kenya. Został uznany za zaginionego, ale ekipy ratunkowe nie mogły odnaleźć wraku śmigłowca.
Po dwóch dniach Nyanjui odnalazł w szczątkach helikoptera baterię do swojego telefonu komórkowego i wysłał SMS do swojego przyjaciela. Jednak po siedmiu dniach nie wytrzymał już czekania i przeczołgał się w kierunku niewielkiego strumienia. Później stracił przytomność. Dopiero ósmego dnia odnaleźli go miejscowi farmerzy.
To już drugi raz, kiedy Nyanjui wymknął się śmierci. Dwa lata temu rozbił się w górach Aberdare. Nie zniechęca to go do dalszego wykonywania zawodu, tym bardziej, że zasiada za sterami od 27 lat.
(lumi)