W minionym tygodniu światowe media kierowały swoje światła na Kenię. Nie była to ani turystyczna promocja, ani dobra wiadomość gospodarcza. Nie chodziło także o żadne panafrykańskie wydarzenie, które by cieszyło serca diaspory. Niestety.
W czwartek ekstremizm „islamski” dokonał ataku na kampus uniwersytetu w Garissie, na południowym wschodzie kraju, przy granicy z Somalią. W ataku partyzantki Al-Szabab zginęło prawie 150 osób, a około 80 zostało rannych. Tak podają nie tylko polskie media, ale większość liczących się gazet globu. Jak mi wyznali warszawscy koledzy z Somalii, tego państwa już dawno nie ma. Dlatego ugrupowania różnej maści grasują i bezkarnie nękają wszystkich w tym regionie.
Wielu uważa, że po upadku Kaddafiego, powstał wolny, prawie darmowy rynek broni na Saharze. Uzbrojenie to pochodziło z magazynów obalonego dyktatora Libii. Północna część Mali wie o tym dobrze. Gdyby nie interwencja wojsk afrykańskich i francuskich, szariat rządziłby od Timbuktu po samo gorące serce malijskiej Sahary.
Z radykalizmem, nie tylko wschodnia Afryka ma problemy. Po zachodniej stronie kontynentu są dwa państwa, które prezentują diametralnie różne oblicza tego samego islamu. Najpierw słów kilka o sytuacji na północy Nigerii.
Cała planeta wie, co kryje się pod hasłem „Boko Haram”. Ta „muzułmańska” organizacja ekstremistyczna, uzbrojona po zęby chce prawa islamskiego (szariatu) w całej Nigerii. W tym najludniejszym państwie Afryki, z 36 stanami, miałoby obowiązać prawo wyznaniowe. Żeby tak przybliżyć czytelnikowi proporcje religijne w tym ogromnym kraju, aby pokazać jakie to utopijne plany, sięgnę po podstawowe dane: Nigeria ma 77 milionów chrześcijan, prawie tylu samo muzułmanów i około 3 milionów wiernych tradycyjnej religijności. Komuś marzy się, by nawrócić siłą ludność równą liczbie mieszkańców całych Niemiec (80 milionów)! To właśnie ten makiaweliczny plan Boko Haram, oparty na brutalnej ścieżce. Jedyny cel to religijne prawo dla wszystkich. Tylko człowiek złej woli może uważać zwolenników tego ugrupowania za wierzących w Boga Abrahama. Mordy, porwania dziewcząt, zamachy bombowe itp. Organizacja przekształciła się w bractwo i prowadzi świętą wojnę. Nawet miejscowa ludność nazywa ich „talibami”, choć daleko do Afganistanu
Drugie państwo, gdzie bractwa muzułmańskie odgrywa ważną rolę w życiu społecznym to Senegal. Ta sytuacja wynikła z tego, że po tym, jak kolonizatorzy zniszczyli tradycyjny ład społeczny, arystokracja nie miała już żadnej władzy. Pustkę wypełnili przywódcy religijni, zwłaszcza dwóch bractw: tidżanija i murydija. Tak jest od końca XIX w. Narodziła się rzeczywiście nowa wrażliwość w islamie senegalskim.
Serce bractwa Murydów to święte miasto Touba. Ta miejscowość rywalizuje dziś z Dakarem, stolicą i największym miastem Senegalu. Co roku kilka milionów ludzi z całej Afryki zachodniej, Europy i USA przyjeżdża na pielgrzymkę do tego świętego miasta.
Bractwo Murydów jest bardzo ważnym elementem życia duchowego w Senegalu i Gambii. Założone na początku XX wieku przez Szejka Ahmadu Bamba (1853-1927), teraz stanowi najbardziej wpływowe bractwo w Senegalu i odgrywa ważną rolę gospodarczą i polityczną. „Pracuj tak, jakbyś miał żyć wiecznie, a módl się tak, jakbyś miał umrzeć jutro” – to słynne zalecenia założyciela tego ruchu. Modlitwa, praca i solidarność pozwoliły bractwu zakorzenić się najpierw wśród chłopów.
Przyjacielowi, który zapytał, czy islamizm grozi Senegalowi – Senegalczycy to w około 90% muzułmanie – odpowiedziałem, że raczej nie, bo ten islam jest mocno wykąpany w tradycjach wolof, co stanowi skuteczną barierę dla ekstremizmu. To nie przypadek, że katolik – pierwszy prezydent Leopold Senghor- rządził Senegalem przez 20 lat. Nie był ani wojskowym, ani dyktatorem. Miał świetne stosunki z szejkami obu bractw. To specyfika tamtejszego islamu. Dlatego filozofia Al-Szabab czy wizja Boko Haram nie mają tu szans.
W tych rejonach, gdzie leje się krew w imię Allaha, islam musi jednak wchłonąć islamizm. Biologia nazywa to fagocytozą.
Mamadou
Projekt “Afrykanie w Polsce – badanie i monitoring na rzecz zwalczania dyskryminacji”, realizowany w ramach dotacji otrzymanej z programu Obywatele dla Demokracji, finansowanego z Funduszy EOG, jest projektem o zasięgu ogólnopolskim i ma na celu sprawdzenie, jak po pięciu latach, od przeprowadzenia pierwszych kompleksowych badań na temat postrzegania Afryki i jej mieszkańców przez obywateli Polski oraz pierwszego monitoringu polskich mediów, zmienia się stosunek polskiego społeczeństwa i mediów wobec osób pochodzenia afrykańskiego.
W rezultacie projekt dostarczy kluczowych danych, niezbędnych do prowadzenia działań, które w sposób systemowy przeciwdziałają nietolerancji i dyskryminacji, w tym pomogą też lepiej zrozumieć współczesne źródła zjawiska mowy nienawiści. Jednocześnie projekt zajmie się grupą osób pochodzenia afrykańskiego, której nie są poświęcane dedykowane i odrębne badania, i będzie prowadzony przy bezpośrednim udziale Afrykanów.
Zobacz poprzednie wyniki badań i monitoringu prowadzonych przez naszą Fundację.