Rijks Muzeum w Amsterdamie zaczęło zmieniać nazwy zgromadzonych w nim dzieł, tak, aby nie obrażały nikogo – donosił Teleexpress. Warszawskie Muzeum Narodowe tego robić nie będzie i zapewnia, że Murzynka pozostanie Murzynką.
Można się zastanawiać, czy zmienianie nazw, przedmiotów, nazwanych historycznie ma sens. To tak samo, jak zaczęlibyśmy polskich autorów, np. Wiecha, zmieniać z Murzyna Jumbo. Skoro już Wiech tak napisał, trudno zmieniać język w powieści, która powstawała w innym kontekście. Co jednak zrobić z nazwami, które tłumaczymy z języków obcych i nie wymyślił ich polski autor w przeszłości? Jak pokazują przykłady, chociażby z największego, bo Wielkiego Teatru w Warszawie, w programach przedstawień, w których występują powiedzmy Afro-Amerykanie, pojawia się dwoistość tłumaczeń. Z jednej strony w wersji angielskiej znajdziemy African-American, w drugiej, polskiej, Murzyn.
Z tym „Murzynem” język polski, współcześnie, ma zdecydowany problem. Sam już gubi się w wersjach i znaczeniach tego języka. I tak „Murzyn” pasuje do kalendarium historycznego, w którym przy wzmiance o powstaniu Ku Klux Klanu, na łamach Gazety Krakowskiej, czytamy, że KKK „zwalczał równouprawnienie murzynów” – i to pisane z małej litery. W tej samej zresztą gazecie znajdziemy felieton, gdzie Murzyn, przy okazji przywoływania francuskiej komedii, jest już z dużego „M”.
Z tym polskim usprawiedliwianiem słowa „murzyn” jest jak z dowcipem, bardzo kiepskim, ale według Głosu, Tygodnika Nowohuckiego, zabawnym, skoro przedrukowali w sekcji HUMOR. Stający przed sądem „poci się jak Murzyn na polu bawełny”. A zapytany, czy przyznaje się do rasistowskiego zachowania w pracy, odpowiada: „Ależ skąd, wysoki sądzie! Ze mnie taki rasista, jak z czarnego pożytek!”
Paweł