Z cyklu: Mój dzień w Polsce – cz. 13 – Genka Santos z Angoli

afryka.org Czytelnia Czytelnia Z cyklu: Mój dzień w Polsce – cz. 13 – Genka Santos z Angoli

Urodziłam się w Bułgarii, ponieważ tam pojechali na studia moi rodzice. Do Angoli dotarłam dopiero jak miałam 5 lat i tam dorastałam razem z bratem, który teraz studiuje w Polsce informatykę.

Dzieciństwo i szkoła

To co najlepiej pamiętam z mojego dzieciństwa to okres, kiedy w wieku 8 lat występowałam w programie muzycznym dla dzieci w Angoli, w którym śpiewałam piosenki. Trwalo to do chwili, aż poszłam do szkoły średniej.

W szkole w Angoli więzi między koleżankami i kolegami są bardzo silne. Szkoła organizuje mnóstwo różnych wydarzeń, wycieczek, wspólnych imprez, konkursów, zabaw. Wszystko po to, aby integrować młodzież i stwarzać im okazję do wspólnego spędzania czasu i bliższego poznania się. I nawet po wielu latach, gdy każdy już pójdzie swoją drogą, przyjaźnie ze szkoły pozostają.

Jest wiele zwyczajów, które różnią szkołę w Angoli od szkoły w Polsce. Na przykład zwyczaj, że w każdej klasie w Angoli musiał być uczeń odpowiedzialny za porządek w sali pod nieobecność nauczyciela. Taka osoba, nazywana delegatem, pilnowała, kto co robił nieodpowiedniego na lekcji i później donosiła o tym. Nie wiem, czy to szczęście, czy pech, ale los tak chciał, że zawsze tym delegatem zostawałam ja. I jak się pewnie domyślacie, miałam z tego powodu wiele nieporozumień z kolegami, którzy często bywali na mnie źli jak za dużo powiedziałam nauczycielowi. Bo karą za bycie niegrzecznym było lanie dyscypliną lub w najlepszym wypadku kawałkiem gumowego węża ogrodowego. A nikt nie chciał mieć z nim do czynienia. Taka była również kara za nieprzygotowanie się do zajęć.

Pamiętam też, że niemal w każdej szkole w Angoli uczniowie wybierali sobie pewne miejsce pod drzewem, o którym nie wiedzieli nauczyciele. Tam spędzali wolny czas po lekcjach, albo nawet w trakcie lekcji, gdy chodzili na wagary. Miejsce to nazywaliśmy Mutamba, i było miejscem tajemnym, tylko nam znanym, gdzie układaliśmy plany na nadchodzące dni. A planować było co, bo szkoły prowadziły między sobą „wojny”. Na przykład uczniowie jednej szkoły przyjeżdzali do drugiej, czekali, aż uczniowie tej drugiej wyjdą poza teren należący do szkoły, bo tam byli ochroniarze, i zaczynały sie bójki i potyczki słowne.

Polska i czas studiów

Do Polski przyjechałam jak miałam 17 lat, ponieważ moi rodzice pracowali w ambasadzie i zostali oddelegowani do Warszawy. Miałam już maturę w kieszeni, więc od razu poszłam na studia, najpierw do Łodzi gdzie dwa lata studiowałam język polski. I był to chyba mój najgorszy okres spędzony w Polsce. Byłam tam zupełnie sama, z dala od rodziny która mieszkała w Warszawie. Bardzo trudno przystosować sie do nowych warunków panujących w Polsce. I do różnic.

W Angoli nie przywiązujemy aż takiej uwagi do czasu. A tu w Polsce, kiedy idziesz coś załatwić, od razu podają Ci terminy, które musisz szanować. I to jest jedna z tych rzeczy, które mi się w Polsce podobają. W Angoli, kiedy mówią, że coś bedzie na dwudziestego, to znaczy, że musisz liczyć się z tym, że to będzie najwcześniej, przy dużym szczęściu na trzydziestego, albo jeszcze lepiej, w połowie następnego miesiąca.

I lubię jeszcze…

To co mi się podoba w Polsce to również to, że Polacy są bardzo wierzącymi ludźmi, a Polska, podobnie jak Angola, jest krajem katolickim. Bardzo lubię również polskich Górali. Podoba mi się ta tradycja i góralskie… stroje! Kiedyś oglądałam dokument opowiadający o weselach góralskich, ale nigdy w życiu nie spotkałam prawdziwych mieszkańców polskich gór.

Natomiast nie znoszę…

Rzeczą, która mi się w Polsce nie podoba, jest klimat. I to moim zdaniem jest przyczyną, że Polacy, jako naród, również są chłodni i z dystansem. Pamiętam, że kiedy tu przyjechałam, byłam pełna entuzjazmu i chęci do zawierania nowych przyjaźni, ale kiedy spotykasz sie z takim chłodem, nawet największy zapał musi być w końcu ostudzony.

Druga rzecz, która mi się w Polsce nie podoba to sposób w jaki Polacy postrzegają Afrykańczyków i jak są do nas uprzedzeni. Stereotypy stereotypami, ale nie znoszę, gdy moi polscy rozmówcy mówią to samo o wszystkich mieszkańcach Afryki. To że jesteśmy Afrykańczykami, nie oznacza, że jesteśmy podobni do siebie i mamy te same zwyczaje.

Ostatnio czytałam pamiętnik polskiej piosenkarki, która pojechała do Angoli jako ambasador dobrej woli UNICEF. Zatkało mnie, gdy przeczytałam ten tekst, bo zauważyłam, że nie opisała ona prawdziwego życia w Angoli, ale operowała stereotypami.

Niestety Polacy, Europejczycy na ogół myślą, że Afryka się zatrzymała się w czasie. Nie widzą, że tak jak rozwijała się Europa, tak też kontynent afrykański wychodzi z cienia. Ciężko jest być Afrykanką i słuchać, że potrafimy jeść tylko rękami, że jesteśmy tępi, że żyjemy na drzewach. Smutne są te opinie. Niesprawiedliwe. Ja nie mówię, że wszystko w Afryce jest doskonałe. Mój ojczysty kontynent wciąż ma wiele potrzeb, ale bez przesady…

A z tych drobnych spraw… Brakuje mi dań angolskiej kuchni. Mojej ulubionej potrawy – Funge de Bagre – czyli ryba z fufu. W Polsce nie można kupić fufu, ale można przyrządzić kasze mannę tak, żeby wyglądała i smakowała podobnie.

Teraz kończę studia i zamierzam wrócić do swojej ojczyzny, do Angoli. Jestem bardzo wdzięczna Polsce za to, że dała mi szansę na zdobycie wykształcenia.

Genka Santos,
Angola

Rozmawiała Catherine Kasima Kanda

Przeczytaj poprzednie części cyklu "Mój dzień w Polsce". 

 Dokument bez tytułu