Włochy kontra afrykańscy imigranci

afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Włochy kontra afrykańscy imigranci

Unia Europejska wciąż zaostrza swoje prawo imigracyjne wobec Afrykańczyków. Nie wpływa to na zmniejszenie liczby nieleglanych imigrantów, którzy próbują dotrzeć drogą morską do Europy. Ci, którzy podejmują ryzykowną podróż przez Morze Śródziemne, najczęściej kierują się do Włoch.To właśnie włoska wyspa Lampedusa stała się jednym z pierwszych przystanków migrujących Afrykańczyków.

Lampedusa jest najbardziej oddalonym na południe skrawkiem terytorium Włoch. Docierają na nią afrykańscy rozbitkowie uratowani z tonących łodzi przez straż wybrzeża. Są też tacy, których przechwyciły słuzby graniczne podczas próby nielegalnego przekroczenia granicy. Po 72 godzinach imigranci są zabierani dalej do tzw. centrów „identyfikacji i wydalenia”.

Jednak zanim trafią do tych centrów otrzymują na Lampedusie pierwszą pomoc w postaci ubrań i kart telefonicznych, aby powiadomić swoje rodziny, że żyją. Następnie służby imigracyjne pobierają od nich odciski palców i robią im zdjęcia. Okazuje się, że na tym etapie część imigrantów okalecza swoje palce, tak, aby nikt nie mógł ich zidentyfikować. Po zakończeniu tej procedury każdy imigrant otrzymuje swój numer, bo jak twierdzą Włosi, wielu z Afrykańczyków podaje fałszywe dane, które później nie zawsze pamięta.

Ośrodek na Lampedusie nie jest już w stanie obsłużyć wszystkich imigrantów. Uciekający przed biedą i wojną Afrykańczycy, którzy Europę postrzegają jako Eldorado, docierają na wyspę każdego dnia. Obecnie lokowani są w miejscu, które może pomieścić 800 osób, ale coraz częściej jednorazowo przebywa w nim nawet 1700 osób. Lampedusa jest miejscem wstepnej identyfikacji i pomocy. Potem imigranci, trafiają do innych miejsc we Włoszech. Tam są poddawani dalszej weryfikacji.

Zatloczony obóz nie jest rozwiązaniem. Jednak dla wielu z imigrantów, którym udało się pokonać tysiące kilometrów w niebezpiecznej podróży na północ, to i tak bardzo wiele. Po przyjeździe muszą czekać.

Większość imigrantów, którzy trafiają na Lampedusę pochodzi z Erytrei, Somalii i Nigerii. 30 procent z nich składa wniosek o azyl polityczny. Erytrejczycy mówią, że nie mogą wrócić do ojczyzny, bo nie chcą być siłą wcieleni do wojska. Dla wszystkich imigrantów liczy się to, że dotarli do ziemi obiecanej. Po horrorze drogi przez Saharę, której część z towarzyszy ich migracji nie przeżyła cieszą się, że przeżyli. Jednak o ich losie będą decydować włoskie władze.

Obecnie istnieje 10 wspomnianych już centrów “identyfikacji i wydalenia”. Prawicowy rząd Berlusconiego zamierza podwoić ich liczbę. Odkąd przejął władzę wystąpił też z innymi zapisami dotyczącymi imigrantów. Jednym z nich ma być wpisanie nielegalnej imigracji jako wykroczenia zagrożonego karą pozbawienia wolności na okres od sześciu miesięcy do czterech lat. Oczywiście nie wszyscy przyklaskują temu pomysłowi. Przeciwko jest Kościół Rzymskokatolicki, włoska lewica i organizacje zajmujące się obroną praw człowieka. Tymczasem prawica wysłała na Lampedusę wojskowe uzupełnienia i wszystko wskazuje na to, że chce zastopować imigrację za wszelką cenę. Bo w oczach prawicowej ekipy afrykańscy imigranci, to jedna z przyczyn rosnącej przestępczości. Dlatego na południu Włoch wciąż obowiązuje „stan pogotowia”.

Niedawno włoski minister spraw wewnętrznych alarmował, że w pierwszej połowie roku, liczba nielegalnych imigrantów podwoiła się w porównaniu z rokiem poprzednim z 5387 osób do 10611. Jednak czy można dziwić się tym liczbom. Skoro Północ jest bogata, to siłą rzeczy będą na nią ciągnąć tysiące mieszkańców ubogiego Południa.

ostro

 Dokument bez tytułu